5 LIPIEC
Mam już 28 miesięcy

5 lipiec- spacerkowo
Każdy nasz dzień wygląda prawie tak samo. Rano mama budzi mnie o godzinie 7:40 i zaprowadza do przedszkola na 8:30 na śniadanko( w tym tygodniu tak było bo mama miała 2 dni wolnego i dniówki popołudniowe) Rozstajemy się w płaczu najpierw zaczynam płakać ja już na sam widok przedszkola powtarzając co chwilę" mamo Julia nie chcę iść do przedszkola" później cyrk jest w szatni trzymam ją bardzo mocno za rękę i nie chcę puścić a gdy prowadzi mnie na sale próbuję ją zatrzymać. Na sale wchodzę ze łzami w oczach mama sadza mnie na krzesełku, pani zagaduje i mama znika(czasami chwilę się ze mną bawi albo mnie karmi) Z okna przedszkola które wychodzi na ulicę mama widzi mój płacz więc i ona płacze. Po śniadanku ładnie się bawimy lub wychodzimy na przepiękny ogród o 11:30 jemy obiad, myjemy ząbki(jadąc "ciuchcią", jedno dziecko za drugim do łazienki) później leżakujemy(śpię jak suseł) się budzimy jemy podwieczorek i przed 15 mama czasem tata zabiera mnie do domku. Dziś przyszła po mnie mama i zanim weszła na salę stała chwilę przed oknem bo chciała zobaczyć jak się bawię z dzieciaczkami. Niestety nie zdążyła bo ja byłam szybsza(okno znajduje się dosyć kawałek od ulicy) gdy ją zobaczyłam krzyknęłam" mojaaaaaa mama moja kochana mamusia po mnie przyszła" (co do słowa!) Mama słysząc to rozpłakała się (mamusia to taka beksa w pozytywnym znaczeniu tego słowa jest po prostu bardzo wrażliwą osobą) Gdy weszła do przedszkola rzuciałam się jej na szyję i mocno tuliłam. Po południu pojechałam z rodzicami na Księżą Górę do Radzionkowa tam byliśmy umówieni z c.Ewe, w.Krzysiem i Marteczką. Było tam mnóstwo ludzi ponieważ to sezon na odkryty basen, co prawda na basen nie wchodziliśmy ale bardzo miło spędziliśmy czas na superowym placu zabaw
7-8 lipiec- Targanice


Rano dziadkowie Agatka i Jacek zabrali mnie do Traganic, mało tego zrobili mi niespodziankę i zaprosili swoich znajomych z 1,5 roczną dziewczynką Zuzią która okazała się świetnym kompanem do zabaw. Weekend minął szybko i bardzo miło. Zuzia to bardzo spokojna i grzeczna dziewczynka, zabawa z nią okazała się czystą przejemność. Dziadkowie oczywiście nie pozwalali nam na nudę i uatrakcyjniali każdą minutę także szalałyśmy w piaskownicy, w basenie, zrywałyśmy poziomki które jadłyśmy prosto z krzaczka, pięknie bawiłyśmy się na tarasie i robiłyśmy wiele innych ciekawych rzeczy. Edwiń i Graf nie odstępowali mnie na krok

Oczywiście nie obyło się bez drzemki popołudniowej, jakże przyjemnej zobaczcie sami....ahhh to świeże górskie powietrze

Po całym dniu zabawy, tuż przed snem bardzo czule się żegnałyśmy: były całusy, przytulania i życzenia- dobrych snów. Zmęczone zabawą i atrakcjami zasnęłyśmy bardzo szybko i bez większego problemu. Nasz wspólny weekend minął szybko i w przesympatycznej atmosferze
9 lipiec- ...i znowu to przedszkole!
Zaraz po przebudzeniu pojawił się płacz bo nie chciałam iść do przedszkola, krzyczałam:" daj mleczko chcę iść spać i nie chcę iść do przedszkola" Mama spodziewała się takiej reakcji bo po tak fajnym weekendzie ciężko jest wrócić do przedszkola z resztą doskonale mnie rozumiecie bo po każdym weekendzie musicie wrócić do pracy więc wiecie co to znaczy i dlatego też było tak cięzko. W każdym bądź razie mamusia została ze mną na śniadanku pomogła mi "jeść" chwilę się ze mna pobawiła i poszła do domku. Gdy przyszła odebrać mnie popołudniu to 100m od przedszkola usłyszła mój pisk, przyspieszyła kroku bo ciekawa była co się dzieje i wtedy przez okno przedszkola zobaczyła jak wariuje, skacze i wygłupiam się w dmuchanym, olbrzymim zamku. Śmialam się i piszczałam z radości. Małe podsumowanie, ranki są dla mnie ciężkie bo ja Julia-śpioch, nie lubię jak mnie rodzice budzą i nie lubię jak mnie zaprowadzaja i zostawiają w przedszkolu ale nie ukrywam że bardzo mi się tam podoba i gdy tylko o nich "zapominam" zabawa jest przednia
(czasami w ciągu dnia zapytam "Ciocię"-przedszkolankę
J:" mama przyjdzie?" lub "czy przyjdzie mama?" usłyszę odpowiedź że tak i zabawa trwa dalej
tak ogólnie jest faaaajnie.
12 lipiec- postępy
Dawno nie wspomionałam nic o moich postepach w siusianiu a raczej w wołaniu o siusianie a są one naprawdę bardzo duże, jeśli chodzi o pieluchę to chodzę w niej tylko w przedszkolu i w niej śpię bo gdy tylko wracam z przedszkola od razu rodzice ubieraja mi majteczki i śmigam w nich do wieczora. Co prawda zdarza się że czasami popuszczę w majteczki ale ogólnie wołam siuku i kupkę nawet na placu zabaw
Rodzice są ze mnie dumni ponieważ wystarczył tydzień (w Chorwacji) żebym się nauczyła. Widzicie nadszedł ten czas..... Spotkałam się dziś z moim kuzynem Nikosiem ostatnio rzadko się widujemy, mamusie wzięły nas a piękny plac zabaw a później do bawilandii gdzie mogliśmy trochę poszaleć
13 lipiec- odwiedzinki
Dzień jak codzień. Mama miała ranną zmianę więc do przedszkola zaprowadził mnie tata, jak zwykle troszkę marudziłam ale dmuchany zamek zachęcił mnie do zostania. Z przedszkola odebrali mnie razem więc radość była podwójna. Wieczorkiem odwiedzili nas wujkowie Ewe i Krzysiu z Marteczką, wspominałam wam że jestem bardzo opiekuńcza dlatego też gdy tylko Marta pojawiła się w naszym domku chciałam ją rozbierać, karmić(trzymać butelkę) i nosić. Ładnie się z nią bawiłam ale zdarzało się że miałam ochotę bawić się akurat tą zabawką którą w danym momencie bawiła się Marteczka
14 lipiec- Targanice
urodziny dz.Jacka
Rano pojechałam z tatą(mama pracowała cały weekend) i w.Adamem do Targanic tam czekali na nas pradziadkowie, dziadkowie, c.Ewa i w.Przemek. Oczywiście zaraz po wyjściu z samochodu nie mogałam się nacieszyć wszystkich ściskałam i całowałam
Uwielbiam tam jeździć. Podczas drogi zaliczyłam drzemkę więc byłam pełna wigoru i gotowa do zabawy. Na dworze spędziłam cały dzień, nie miałam czasu nawet na zawołanie siuku i dlatego też mimo kilku upominań że nie mam pieluchy i mam wołać siuku, opsikałam 3 pary majtek(a tak parę dni temu chwaliłam się postępami) Wieczorem odbył się urodzinowy gril w którym niestety nie uczestniczyłam bo zasnęłam
15 lipiec- cd.Targanice "sasasasasa"
Pobudkę tatusiowi zrobiłam 20 po 6 ->sasasasasasa sa
Oczywiście nie mogłam się doczekać wyjścia na dwór które poprzedzone było rodzinnym śniadaniem i które bardzo ładnie zjadłam(od 2 lipca czyli z dniem pójścia do przedszkola jem śniadania, obiady i kolacje, normlane kolacje! w senie pieczywo, pomidorek, szyneczka lub kiełbaska bądź jajko, codziennie coś innego więc tu duży postęp bo w ostatnim czasie mogłam żyć tylko na mleku lub kaszce) Po śniadaniu wybiegłaaaam na dwór(jak spuszczona ze smyczy) "zaliczyłam" krzaczek z czerwoną porzeczką i i malinkami
. Na dworze szalałam co tchu, a po południowej drzemce, obiadku, chwili zabawy ruszyliśmy w drogę do domku gdzie czekała na mnie stęskniona mama i babcia Ala która wróciła z Lubilna(10 min przed naszym przyjazdem), gdy zobaczyłam babcię zwariowałam nie chciałam puścić jej z domu płakałam i waliłam rękami w drzwi krzycząc:"chcę iść spać do babci" (oho... zaczyna się hehe
) Nie mogłam do niej jechać ponieważ babcia jutro idzie do pracy i zmeczona była po podróży(babcia jak to babcia chciała mnie wziąć i rano przywieź ale mama stwrdziła że to bez sensu i nie pojechałam) oczywiście wyłam w niebogłosy. Na szczęście udało mi się trochę o tym zapomnieć bo na skype pojawił się dziadzio Witek i mogłam z nim trochę porozmawiać
Zaniedługo dziadzio nas odwiedzi
jupi! i obiecał że zabierze mnie, Remka i "Di" do ZOO Dawno nie wiedziałam dziadka Waldka, nie możemy się jakoś spotkać na skype mam nadzieję że w tym tygodniu będę miała okazję z nim porozmawiać. Uciekam spać. Dobranoc.
16 lipiec- pochwała dla Remusia
Dzisiejszy dzień zaczęłam od przedszkola czyli standardowo. Piszę o tym ponieważ mama miała dzień wolny a jednak do przedszkola mnie wysłała- ale to dla mojego dobra ponieważ i tak i tak ciężko jest wrócić po weekendzie do swoich obowiązków a ten dodatkowy dzień mógł pogorszyć sytuację. Gdy ja bawiłam się w przedszkolu mama wzięła się za porządki i spokojnie mogła "ogarnąć" całe mieszkanie(tym razem na spokojnie i bez szaleństw bo przecież mnie w domu nie było
) W czasie kiedy mama porządkowała dom w odwiedziny wpadła ciocia Madzia z Remkiem, kuzyn non stop o mnie pytał a w drodze powrotnej do domu mówił cioci że ładnie się będzie ze mna bawił i że od dziś będzie się ze mną dzielił zabawkami. Tak się złożyło że miałam okazję się dziś o tym przekonać bo ciocia wracając z Weroniczką z przedszkola zaszła do nas i mogłam się chwilę z Remkiem pobawić-zabawa jak "talalala"- nie było kłótni, przedrzeźniania, bicia, płaczu
bardzo ładnie się bawiliśmy a mamy były w szoku oby tak było już zawsze
Nie wspomniałam o tym że gdy mama zaprowadziła mnie do przedszkola zauwazyła że dwie dziewczynki mają katar(w tym Maja z którą też często się bawię- ona miala wyjatkowo nieciekawy ten katar) mama delikatnie zwróciła cioci-przedszkolance uwagę"o wytarciu nosa" i idąc do domu trochę się zamartwiała, przecież nie mogłaby sobie wziąć L4 dopiero co wróciła z urlopu, jej zamartwianie miało jednak sens bo gdy wróciłam z przedszkola powiedzialam"mamo Julia ma katar" Faktycznie coś było na rzeczy bo zakaszlałam kilka razy dlatego też rodzice nasmarowali mnie maścią rozgrzewającą i podali syropek
Noc przespałam spokojnie
17 lipiec- wtorek
Do przedszkola poszłam z lekkim katarkiem a wróciłam z nieco większym, Mama dzwoniła do przedszkola z pracy żeby zapytać jak się czuję i poinformować że wróciłam wczoraj do domu z katarem, CP(Ciocia przedszkolanka) powiedziała że dzisiaj wszystkie dzieci z katarem odesłały do domu(chodziło między innymi o Maję) rozczarowanie mamy nastąpiło przy moim odbiorze ponieważ zauważyła Majkę bawiącą się z innymi dziećmi. Mama była zła że CP ją okłamała. Wieczorem zaczęłam kasłać dlatego też rodzice stwierdzili że jutro nie pójdę do przedszkola.
18-19-20-21 lipiec- w domku
Całe przedpołudnie (18) spędziłam z tatkiem
bo wziął sobie dzień wolnego żeby ze mną siedzieć, wieczorem gdy mama była na szkoleniu, taty cierpliwość się skończyła i troszkę na mnie pokrzyczał, przyznam szczerze że trochę dokazywałam
Następne dni też siedziałam w domku bo rodzice stwierdzili że przetrzymają mnie te parę dni i postarają się wyleczyć katar a że tak się złożyło że nie musięli brać wolnych dni od pracy siedziałam z nimi, mama do pracy chodziła na 14:30 a tata wracała z pracy godzinę wczesniej więc się zmieniali, także cały tydzień spędziłam z nimi ale chyba troszkę stęskniłam się za przedszkolem ponieważ w sobotę(21) wymyśliłam sobie zabawę że moje lalki Ania i Dorotka idą do przedszkola
więc ubierałam je, przebierałam i szykowałam a na sam koniec powiedziałam
J:"tatusiu Ania nie może iść do przedszkola"
T:"a dlaczego Ania nie może iść do przedszkola?"
J:" bo Ania ma gołą dupkę"
(nie mogłam dobrać jej odpowiednich spodenek a tata myślał że nawiąże do mojego katarku i powiem że Ania jest przeziębiona hihi
) więc w sumie sama nie wiem czy tak naprawdę tęsknie za przedszkolem

22 lipiec- skype!
urodzinki Igorka 
Ranek rozpoczęliśmy od załączenia komputera i skype ponieważ w ostatnim czasie strasznie zaniedbujemy dziadków: Waldka i Witka z którymi jedynie w taki sposób możemy się zobaczyć i trochę dłużej pogadać. Mało tego od jakiegoś czasu babcia Ala też jest w Niemczech(pojechała w odwiedziny do dziadka) więc z babunia też nie mam możliwości zobaczyć się "na żywo" Ale już niedługo zobaczę sie i z jednym i z drugim dziadkiem
Konwersację z dziadkami zaczęłam o godzinie 10 najpierw z Alą i Waldek później z dziadkiem Witkiem. Ile było radości, tym bardziej że ostatni raz dziadkiem Waldkiem rozmawiałam w Chorwacji
więc musiłam pochwalić się zabawkami, piosenkami, wygłupami, skakaniem po sofie(strasznie się popisywałam) na koniec dziadkowie usłyszeli słowa "KOCHAM WAS"
byli przeszczęśliwi i bardzo zadowoleni, zaraz po tym powiedziałam" mamo włącz drugiego dziadka, rozmawiamy ze wszystkimi" hehe
wszyscy się ze mnie śmiali. Od razu podłączyłyśmy się do dziadka Witka, dziadzio potwierdził że 4 sierpnia do nas przyjedzie i od razu 4 sierpnia zabierze nas do ZOO nie mogę się doczekać
na koniec rozmowy również usłyszał piękne słowa" KOCHAM CIĘ DZIADKU"
i również miło był zaskoczony
Rozmowę z dziadkami zakończyłam o11:30 ponieważ mamusia spieszyła się do pracy do której się spóźniła przez tatę bo ćwicząc na siłowni zapomniał że mama idzie do pracy ale to żadna nowość powtarzała mu z 100 razy a on jak zwykle zapomniał, mama była okropnie wściekła
Po południowej 3godzinnej drzemce(wstałam przed 18:)) poszłam z tatusiem do c.Marty, w. Damiana i Igorka (2 dni temu Igor miał urodziny) mama dołączyła do nas zaraz po pracy przyniosła Igorkowi plecako-walizkę wypełniony słodkościami z ooolbrzymią czerwoną kokardą(większą od plecaka) Igor był zachwycony(niestety nie mam zdjęć ponieważ bateria w naszym aparacie nawet po naładowaniu nie funkcjonuje, z resztą zauważyliście że w ostatnim czasie nie dodaję zdjęć)
23 lipiec- straszne niezdecydowanie-okularki
Dzisiejszy dzień był troszkę zwariowany, najpierw przedszkole(standardowo mnóstwo zakatarzonych dzieciaków, co do licha się dzieje, lato a tu dzieci z katarami i to wcale nie są alergiczne katary, strach się bać co będzie w okresie jesienno-zimowym, mama jest w szoku bo nie zdawała sobie sparwy że w lato też można chorować, ja przecież na całe swoje malutkie życie byłam ze 2, może 3 razy przeziębiona)

Gdy rodzice wrócili z pracy i odebrali mnie z przedszkola pojechaliśmy po okulary, co prawda byliśmy w dwóch salonach optycznych ale wystarczyło żeby zakup okularów trwał pół dnia, przymierzyłam ich chyba ze 100 od zwykłych po fisher price(gumowo-plastikowe) w każdych wyglądałam jak kosmitka
w końcu z 1000 możliwych wybraliśmy 2 pary okularów i tu kolejny dylemat które z nich, doradzali nam pracownicy, doradzały osoby które przyszły kupić okulary i tu znowu dylemat bo zdania były podzielone w końcu rodzice zapytali mnie które z nich bardziej się mi podobają i wybrałam te które podobały się mamie ale po paru minutach pokazłam paluszkiem na te które podbały się tatacie
W końcu tata stwierdził że weźmiemy te które chce mama i tak zostało(miał dość zakupów) Okularki są zamówione i w środę będą na mnie czekały w salonie, ciekawe jak długo moje oprawki wytrzymają bo nie są gumowe, sprzedawca stwierdził że jestem spokojną dziewczynką i za dużą na gumowe oprawki że takie oprawki kupują mamy dzieciom malusim-rocznym! Oby miał rację bo to nie był tani zakup.
25 lipiec- niewyraźna
W nocy urosła mi troszkę temperatura ale mama szybciutko ją zbiła i mogłam pójść do przedszkola oczywiście mama zaznaczyła że ma na popołudnie i w razie wzrostu temp.mają ją poinformować nie zadzwoniły a gdy tata odbierał mnie po pracy leciałam mu z rąk, miałam rumieńce i zaszklone oczy. Mama była zdenerwowana jak dowiedziała się o tej sytuacji bo przecież prosiła je o telefon w razie czego. Gdy wrócilam z tatusiem do domu od razu zasnęłam a gdy się przebudziłam byłam jak nowo narodzona więc rodzice stwierdzili że byłam zmeczona i że nie spałam w przedszkolu(różnie to bywa czasami jedno z dzieci budzi się po godzinie to i budzi resztę a nie oszukujmy się ja lubię pospać, więc mogłam być też nie wyspana) Wieczorkiem miałam jednak temperaturę co prawda nie dużą bo 37oC ale temperatura była(dopiero co w zeszłym tyg nie chodziłam do przedszkola bo miałam lekki katar i rodzice profilaktycznie 3mali mnie w domu bo sytuacja na to pozwalała) Jutro na bank pójdę z mamą do lekarza. Dobranoc
26 lipiec- NAJGORSZY DZIEŃ W ŻYCIU RODZICÓW
Noc była dziwna mama mierzyła mi temperature aż 3 razy tata się denerwował bo przeszkadzała mi we śnie i kazał się jej położyć i zasnąć a przede wszystkim dać mi święty spokój(ona miała 34 oC(ona ma taka niską temp zawsze) a ja trochę ponad 37 oC więc 4oC to duża różnica! na szczęście tata ją trochę uspokoił i mama zasnęła) Rano przebudziłam się o 6:30 powiedziałam że chcę z nimi spać i poprosiłam o kaszkę. Gdy tata zmierzył mi temperaturę okazało się że mam 39,2 więc idąc do pracy zostawił mamie auto żebyśmy mogły jechać do lekarza samochodem i wyszedł, ja leżałam obok mamy rozpalona, gorąca i prosiłam żeby śpiewała mi "kotki dwa" (w planie miałyśmy jeszcze 2 godzinny sen) i właśnie wtedy się zaczęłoooo......
Od samego początku mój pamiętniczek pisany jest w moim imieniu dziś mama opisze tą sytuację trochę inaczej...
... Godzina 7:10 Bartek wyszedł do pracy ja śpiewając kołysankę przymknęłam oczy bo miałam ochotę jeszcze się zdrzemnąć. Glaskałam Juleczkę po główce i pleckach śpiewając jej "kotki dwa" o które prosiła gdy przysypiałam. Nagle poczułam że Julia zaczyna się trząść mówiłam do niej a ona nie reagowała wzięłam ją szybko na ręce pobiegałam do dużego pokoju i próbowałam wybrać numer do Bartka, na marnę bo przyciskałam 7 guzików na raz i z przerażenia i paniki nie potrafiłam tego zrobić na szczeście za którymś razem udało się i zaczełam krzyczeć do telefonu "Bartek dzwoń po pogotowie bo ją tracimy!!!!" Bartek dobiegł do domu w parę sekund i prowadził już rozmowę z kobietą, która pytała czy oddycha,.... 7:20
nie wiem jak to nawet opisać bo wyję i mam ból brzucha mało tego wiem że nigdy w życiu tego nie będę czytała bo cała ta sytacja zapisła się mojej głowie tak bardzo że nie potrafię myśleć o niczym innym i non stop płaczę...dlatego obiecałam sobie że nigdy nie wrócę do wspomnień z tego dnia w jej pamietniku.
Oddech był płytki i zanikał a kobieta z pogotowia kazała nam przyjechać samym do szpitala, po odłożeniu słuchawki odech zanikł, buzia zśniała, ona zeszywniała, oczy miałą przewrócone do góry nie kontaktowała, nie reagowąała nasz głos nie oddychała i miała tik nerwowy lewą stronę buzi jej "wykrzywiało", BARTEK!!!! krzyczałam dzwoń jeszcze raz niech przyjadą bo ona umiera, po kolejnym telefonie babka zadawała Bartkowi tysiące zbędnych pytań a ja płakla i błagałam razem z nim (tylko w tle) "błagamy ratujcie nasze dziecko przyślijcie pogotowe ona nie oddycha, błagamy uratujcie ją, błagamy zapłacimy!!!!)
jak człowiek jest bezsilny w takiej sytuacji, nie wie co ma robić jak sie zachować żeby pomóc własnemu dziecku...
gdy ono sinieje i nie oddycha próbuje wszystkiego dmucha mu do ust, klepie, nosi, potrząsa robi wszystko co może i nie zdaje sobie sprawy z tego że może mu jeszcze zaszkodzić.... to straszne a najbardziej straszne jest to że dzwoni pierwszy raz w życiu po pogotowie i się zawodzi mimo iż jest zmuszony płaci składki a i tak chodzi w miarę możliwości prywatnie do lekarza więc mało co korzysta z usług NFZ i w tak ważnej dla niego sytuacji nie może doprosić się o karetkę, błaga i płaczę
powiedzcie mi jak to jest możliwe? bo ja nie mogę w to uwierzyć!
Nie wiem czy potraficie sobie wyobrazić co ja czułam trzymając na rękach sine, sztywne niereagujące dziecko moje jedyne dziecko
do którego nie chce przyjechać karetka pogotowia, teraz mam nauczkę! od razu trzeba było mówić że nie oddycha- 3ba było skłamać może wtedy nie było by zbędnej gadki! ...cieszę się że Bartek był ze mną on zajmował się małą a ja wybiegłam na ulicę żeby nie marnowali czasu na szukanie numeru bloku, w międzyczasie babka z pogotowia mówiła mu co ma robić i wykonywał krok po kroku jej polecenie(położył Juleczkę na boku, dociągnął nóżki do klatki piersiowej i dziecku wyleciała z buzi duża ilość śliny a z nosa katar i za nim pogotowie dotarło- nie wime chyba 15 min!!!!
ona zareagowała na Bartka głos.....chyba nic nie muszę tu dodawać

gdy kobiety z karetki weszły do domu otuliły ją wilgotnym ręcznikiem, wzięły na ręce i wyniosły do Ambulansu-szkoda tylko że po godzinie nie przyjechały!!!!
i jeszcze szczelność miały mnie poganiać-byłam w piżamie-"nie spacerowym krokiem tylko proszę się ruszyć!" jedno mi było co do mnie mówiły liczyła się tylko Juleńka i to żeby żyła. Nie powinnam tego pisać ale cały ten czas w jakim ta sytacja się działa błagałam Pana Boga żeby mi jej nie zabierał, nie.....
W karetce nadal była nieprzytomna ale kontaktowała, słyszała głos i patrzyła na osoby które mówiły. Po wywiadzie, badaniu, ważeniu i mierzeniu znalazłyśmy się na oddziale dzieci chorych gdzie od razu powiedziano że zagościmy tu parę dni. Pierwszą część dnia spędziłam z nią ja nastepną część dnia i noc Bartek.

Przytoczę tu ciekawy przykład-link opisana jest w nim identyczna sytuacja jaka miała miejsce dzisiaj w naszym domu.
http://www.edziecko.pl/pierwszy_rok/1,79405,7453265,Drgawki_goraczkowe
_jak_pomoc_dziecku_podczas_ataku_.html
27 lipiec- z rodzicami
Rodzice nie ostępują mnie na krok. Rano mama przyjechała zmienić tatę bo on musiał iść do pracy a mama dostała 2 dni wolnego(wcześniej zaplanowanego- mieliśmy jechać do Traganic na 3 dni i nie mogliśmy się doczekać tego weekendu) dlatego też zaraz po pierwszym przebudzeniu po kroplówkach zapytałam "mamo jedziemy do Targnic, będzie Tadeusz i babcia") Miałam zrobione dziś kilka badań ale najważniejsze w pn -badania neurologiczne! Wszystkie pozostałe wyszły bardzo dobrze, biegałam dziś trocheę po korytarzu, bawiłam się z dziećmi ale ciągle miałam zbijaną temp. jak tylko sięgała 38,5 jesli potwierdzi się to że te drgawki, utrata przytomoności i wszystko i wszystko inne spowodowane było tą wysoką temp. to przy wypisie dostanę receptę na tak zwane "wlwey" i gdziekolwiek kiedykoliwek do 6 roku(wtedy się z tego wyrasta) życia nie pojadę, nie będę, muszę je mieć przy sobie w razie wzrostu temp. muszę mieć zrobiony taki wlew!(wszystkiego dowiemy się w poniedziałek)
......a teraz wspomne cosik o "fachowej i DOBREJ opiece"
Dzisiaj na nasz oddział została przyjęta dziewczynka 1,5 roczna (malusieńka jak Weroniczka(drobna) i nikt z rodziców nie mógł z nią zostać bo mama dziewczynki leżała w innym szpitalu a tata musiał zająć się dwójką innych dzieci w tym jednym niepełnosprawnym , więc biedna maleńka dziewczynka została sama na wielkiej sali(każde dziecko ma swoją sale i swoją mamusie lub tatusia obok) mamie strasznie przykro się zrobiło i chciała zająć sie tez Emilką ale pielęgniarki nie pozwoliły mówiąc "proszę tam nie wchodzić bo dziecko się przyzwyczai"-obłęd! Mama cały czas miała ją na oku fotel rozłozyła tak żeby widziec i mnie i ją. (szklane drzwi)w nocy Emilka kilka razy płakała i wołała mamusie ale szanowne panie leżały i ciężko było im ruszyc 4litery!-obłęd! o godzinie 23 wzrosła mi temp.zaczęłam majaczyć i lekko drżałam mama pobiegła po nie żeby zmierzyły mi temperature(mimo iz sama stała nad moim łożeczkiem i sama mierzyła co chwilę) panie stwredziły że pól godziny temu mierzyły więc jest okey i zong temp szybko urosła do 38.8 nie powiem że miały lekką panikę?!! mówiąc:" to jest aż niemozliwe żeby tak szybko temp urosła"- a jednak!!!!.... od razu pobiegły do biednej, małej samotnej dziewczynki której niestety nie miał kto przykryć, sparwdzić czy u niej okey i czy czasem nie ma zawysokiej temp. czy nawet sprawdzic czy nie zwymiotowała(angina wymiotna) o 4:30 poszły do dziecka było zalane, pamper przemokniety(co za tym idzie była cała posikana, bluzka przescieradło, tak pomyslała mama) ale panie pielęgniarki przebrały tylko pampersa i poszły spać!!! mamę szlak trafiał ale nie chciała się wtracać! Ranna zmiana o 6:30 zajrzała do dziecka zmieniła przescieradło, ubranko czyli mama sie nie myliła dziecko było całe zalane szkoda tylko że przyszło do szpitala się wyleczyć, wyzdrowieć a musiało leżeć w mokrym trochę ponad 2 h. I zostaw tu dziecko same w szpitalu przecież tam jest tak fantastyczna opieka
Czego nie można powiedzieć o rannej zmianie bo to pielęgniarki z powołania- cały dzień dawały to odczuć, miłe, usmiechnięte, same od siebie przychodziły, sprawdzały co u dziecka, mierzyły temperaturę każdemu pokolei i czasami nas zabawiały. W szpitalu odwiedziła mnie b.Agata z dz. Jackiem(wpadli na chwilę, ale źle się czułam) kochana c.Agatka z wujkiem Patryczkiem która odwiedzała mnie codziennie czasami nawet dwa razy dziennie, dziękuję za mazaki zmywalne, (malowaliśmy sobie twarze) olbrzymi balon z głową myszki miki którego wystraszyłam się w nocy
i za cudowne chwile podczas odwiedzin. Dziękuję wszystkim za miłe telefony i zainteresowanie.
28 lipiec- odwiedzinki na (przez) skype
Dzisiaj mogłam troszkę porozmawiać z dziadkami Waldkami i dziadkiem Witkiem, którzy są tak bardzo przerażeni jak reszta rodziny, miło było ich zobaczyc nawet w takim miejscu jak szpital. Dziś po raz pierwszy zjadłam... i wcale to nie była bułeczka, zupka czy drugie danie były to frytki z Mc Donald`s i nugetssa może pomyślicie że nie zaciekawe żarcie ale rodzice ucieszyli się że zjadłam cokolwiek, napilam się też wody sama od siebie bo w ostatnim czasie nic nie jadałam nic nie piłam, rodzice nawadniali mnie podajnikiem do syropu(strzykawką) i kroplówkami. Wieczorem przywieźli kolejną dziwczynkę z drgawkami i temp.41,5 to juz 4 dziecko w tym tygodniu (chłopczyk był reanimowany) na sali dla niemowląt okazało się że leży 4mc dziewczynka( córka znajomego rodziców z temp 40oC) co jest grane do licha, to jakis wirus w powietrzu czy co? NIkodem w zeszłym tyg też miał 4 dni temp po 40oC. Jeśli chodzi o moją temperaturę to się podnosi i spada(dostaję syrop na obiżenie) i tak w kółko, kiedy to się skończy chcę do domku!
29 lipiec- mała śpiaca królewna
.....tak tak to o mnie o mnie
nie przeszkadza mi płacz dzieci, podawanie kroplówki, krzyk, kaszel innych dzieci, chyba wracam do zdrowia bo śpie jak suseł. Wstałam o 8 gdzie normalna pora wstawania w szpitalu to 6
dziś w nocy czuwał nade mną tatuś bo mama miała na rano do pracy(zamieniła się żeby nie tracić wolnych dni bo ptrzecież tata ma wolne weekendy, może uda się nam pojechać do Targanic 14 sierpnia na parę dni) nie wspomniałam nic o mojej nowej koleżance Laurze z którą dosyc ładnie się bawiłam(chociaż mama zaważyła że nauczyłam się brzydkiego zachowania takiego jakiego mama niecierpi- na słowo"to jest moje" dostaje "białej gorączki"a w ostatni czasie już 3 raz słyszy to z moich ust (powiedziała mi że musimy trochę popracować nad tym żeby to wytępić już na samym początku) Jutro czeka mnie bardzo ważne badanie neurologiczne trzymajcie kciuki żeby wyszło dobrze(o 3 rano mama musi mnie wybudzić i przetrzymać do 6 bo podczas badania muszę spać)
30-31lipiec- szpital
Dni w szpitalu mijały szybko i dosyć fajnie, miałam ze soba kupę zabawek więc się nie nudziłam w ogóle, jedyny minusem było to że nie moglam bawić się z dzieciakami z innych sal bo każde z nas leżało na coś innego, a uwierzcie mi cięzko jest siedziec w zamknięciu cały dzien

na dodatek w sali było bardzo ciepło bo popołudniu zagladało do nas ciepłe slonko i nagrzewało salę do tego stopnia że można było zwariować i mimo częstego wietrzenia(ja poza salą, oczywiście
) i tak i tak było zdecydowanie za goraco! W nocy miałam podwyższoną temp(30-go)doszła do 38.8 a 30 min wczesniej za nim mama zauważyła że rośnie pielęgniarki mierzyły mi ją i było okey. W każdym bądź razie pielęgniarki były w szoku że w tak krótkim czasie temp urosła.(od razu pobiegły mierzyc temp. wszystkim dzieciom na oddziale) dobrze że mama czuwała. Muszę przyznać się również do tego że nie zjadlam w szpitalu ani jednego obiadku, w ogóle mało co jadłam i piłam natomiast jeśli chodzi o badanie EEG to byłam grzeczna i szybciutko przed nim zasnęłam dlatego badanie mogło być przeprowadzone bez jakichkolwiek problemów lecz za nim do niego doszło mama obudziła mnie do 3 rano przeszłyśmy do pokoju rehablitacyjnego, wyłożonego materacami i tam się bawiłyśmy do godziny 6(żeby nie obudzić pozostałych dzieci) oczywiście kilka razy miałyśmy kryzys bardzo nam się chciało spać lecz zabawki przygotowane przez mamę dzień wczesniej pomogły przetrwać te parę godzin.
Na swoją salę wróciłyśmy parę minut po 6(co chwilę powtarzałam mamie że chcę mleczko i że chcę iść spać ale okazało się że do 8 musimy się jeszcze wytrzymac i pomęczyć się bez snu, było bardzo cięzko na szczęście się udało, wytrzymałam i badanie przebiegło właściwie. Ślicznie dziękuję c.Marcie, Igorkowi oraz c.Ani za odwiedziny i piękne prezenty
SIERPIEŃ
1 sierpień- nareszcie w domku
/ Okulary
Doczekałam się.... i dziś o godzinie 11 opuściłam szpital, radość niesamowita
Gdy wszeszłam do domku nie wiedziałam którą zabawką mam się zacząć bawić,(wózek dorwałam jako pierwszy
Zabawa nie trwała długo ponieważ byłam osłabiona więc bardzo szybko się zmęczyłam dlatego udałyśmy się z mamą na długą drzemkę(rodzice też są bardzo zmęczeni, praca-szpital, szpital-praca mijali się w drzwiach szpitala rozmawiając ze sobą ok 15 min) ale nareszcie wszystko wróciło do normy i mogę odetchnąć z ulgą jestem w domku, lepiej się czuję, nie mam pierścionków i branzoletek w rączce(wenflonów) jednak muszę uważać i unikać przeziębionych dzieci, ludzi przez najbliższy tydzień, oraz mocnego słońca, dlatego też mama zabarała mnie dziś na krótki spacer po godzinie 17. Podczas spaceru spotkałyśmy babcię Stasię wracająca z zakupów która niesamowicie ucieszyła się na mój widok, później przez moment widziałam b.Agatkę i dz.Jacka wracających od Remka, na jeszcze wiekszą poprawę humoru dostałam od nich puzzle" Królewna Śnieżka" (takie dla dużych dzieci, trudne i już nie z 4 ale z 30 elementów) Byłam dzisiaj z rodzicami po odbiór okularków które czekały na mnie tydzień u optyka, dostałam do nich elegancki turkusowy łańcuszek i wiecie cooo... nie wyglądam w nich tragicznie powiedziałbym nawet że dosyć ładnie i elegancko
(narazie póki co czeka mnie tydzień próby zobaczymy co i jak bo w niektórych miejscach okularki muszą się dopasować, nie ukrywam że już dziś czułam dyskomfort w niektórych miejscach np.za uszami, (miejsce było zaczerwienione i pobolewało).
2 sierpień- z babcią Agatką/ temperatura
Dzisiejsze przed i trochę popołudnia spędziłam z babcią Agatką, babcia wzięła sobie w pracy dzień wolny żeby mnie pilnować ponieważ rodzice nie mogą "przeginać" przecież byli ze mną 24h/dobę jak nie tata to mama a co za tym idzie musięli się albo zamieniać(mama) albo brać dzień wolnego. Dzień z babcia minął jak psytryknięcie palca, byłyśmy na spacerku, odwiedziłyśmy mamę w pracy,(mama mnie nie poznała hehe-okulary!) pobawiłyśmy się, zdrzemnęłyśmy i ugotowałyśmy obiad
Póxniej dołaczyli do nas rodzice i dziadzio Jacek. Około godziny 17tej pojawiła się temperatura 37,2(może to nic strasznego dla niektórych dzieci dla mnie też kiedyś nie było ale w ostatnim czasie po tym co przeszliśmy to nieciekawa sytuacja, pani doktor powiedziała że rodzice będą musieli zwracać wiekszą uwagę na moją temperaturę i gdy tylko pojawi się stan podgorączkowy czyli temp.37,5oC muszą mnie bacznie obserwować... i tak też dziś było.....
3 sierpień- nieprzespana noc-ANGINA!
Ooooj!!! dzisiejsza noc dla rodziców była strasznie nerwowa, temperatrura rosła, ja byłam coraz cieplejsza, doszedł kaszel i katar, gdy temp. doszła do 38 oC dostałam nurofen(dostaję różne leki na zbicie gorączki żeby się nie przyzwyczaić) Tata czuwał prawie całą noc, wziął sobie dzień wolnego żeby pójść dziś ze mną do lekarza, mama oczywiście też z nerwów nie mogła spać(drzemałą) po takiej sytuacji jaka miała miejsce wcale im się nie dziwie. Ja czułam się nie najlpiej, moje łóżeczko obłożone było wiglotnymi ręcznikami, rodzice nawadniali mnie wodą-strzykawką(koszmar bolało mnie gardełko i nie chciałam pić, na szczęście wypiłam 2 małe buteleczki mleka), spałam w samym pampersie i przewiewnej bluzce(to informacja dla tych którzy podczas gorączki przykrywają swoje dzieci, nie można tego robić!!!) co prawda rodzice martwili się żeby mnie jeszcze bardziej nie przeziębić, żeby mnie nie przewiało bo okna były uchylone, (no cóż tak trzeba postępować podczas gorączki) dlatego co jakiś czas sparwdzali czy wszystko w porządku... Rano mama zarejestrowała nas do p.K kochanej p.K która pomimo rzadkich wizyt dobrze nas zna, pamięta doskonale moje imię(bez kartoteki)
jest zawsze miła, uśmiechnięta a przede wszystkim zna się na rzeczy
Podczas wizyty pani K bardzo uspokoiła tatusia (opowiedzial jej całą sytuację, pokazał wypis ze szpitala) powiedziala że setki razy miała do czynienia z dziećmi które podatne są na drgawki że zdarza się że są też dzieci które podczas kataru i lekkiej temp dostają drgawek i że to czasem nawet raz w miesiącu-hmm..dziwne! Okazało się równiez że mam anginę że zawsze po takich drgawkach organizm jest osłabiony i podatny na choroby. Dostałam lekki antybiotyk i zabronione mam wychodzenie na jakiekolwiek spacery czyli z jutrzejszego ZOO nici 
4 lipiec- przyjazd dziadka Witka i babci Alinki
Dzisiaj przed południem odwiedził nasz dom dziadzio Witek, tata z w.Tomkiem pojechali po niego na lotnisko i prosto z lotniska zajechali do nas, bardzo się ucieszyłam na jego widok. Wieczorkiem rodzice zaproszeni byli na 30te urodzinki do w.Krzysia(tata Martusi) początkowo nie wiedzieli czy skorzystają z zaproszenia bo niebardzo mieli mnie z kim zostawić na szczęście c.Agatka i w.Patryk zgłosili się na ochotnika, uwielbiam do nich jeździć, ciocia strasznie mnie rozpieszcza i zawsze jest przygotowana na mój przyjazd, oczywiście najbardziej lubię zabawę z Kicią, która niekoniecznie za mną przepada
bo strasznie jej dokuczam. O godzinie 21 dołączyła do nas babcia Ala która po 2 tygodniowym odpoczynku (była w Niemczech u dziadka Waldka) w końcu wróciła do domku. Babunia tak bardzo się za mną stęskniła(strasznie przeżywała że podczas mojego pobytu w szpitalu była tak daleko od nas i nie była nam w stanie pomóc) i mimo zmęczenia po długiej podróży(samochodem) zabrała mnie do siebie na noc.