5 WRZESIEŃ
MAM JUŻ 42 MIESIĄCE
czyli
3 lata 6 miesięcy
inaczej
3,5 roku

5 wrzesień- grilowanko
Pogoda póki co bardzo ładna dlatego też korzystamy z niej jak możemy. Dzisiaj rodzice zorganizowali grila dla dziadka Witka. Na działkę przyjechali wujkowie Gackowie z Frankiem i Hanią oraz wujkowie Dobrowolscy z Nikosiem, miała dołączyć też c.Madzia z Werką i Remusiem, ale Weroniczka źle się poczuła.
Grliowaliśmy do godziny 18:30 bo wieczory już są chłodne. Fajnie spędziliśmy czas na wspólnej zabawie
6 wrzesień- sesja zdjęciow-domowa

Wieczorem odwiedził nas dziadzio Witek, cały czas się do niego przytylałam

7 wrzesień- urodzinki dz.Waldka i powrót dz.Witka
Dzisiaj swoje urodzinki obchodził dziadek Waldek. Spóźniłyśmy się na skype bo dziadzio szedł do pracy a nam zakupy się przedłużyły- troszeczkę
bo po zakupach odwiedziłyśmy pure i mogłam zobaczyć jak tatuś ćwiczy na siłowni. Nie było nas na skype dlatego też zadzwoniłyśmy i zaśpiewałyśmy dziadkowi sto lat. Dziadzio bardzo się ucieszył
Później poszłam z mamą do pradziadków Romków pożegnać się z dziakiem Witkiem bo wracał do domu, dołączył do nas tatuś który zawoził dziadka na lotnisko. Pogoda nadal ładna więc długo spacerowałyśmy z Grafkiem (pradziadkowie wyjechali a my się nim opiekujemy). Cały dzisiejszy dzień dokazywałam rodzicom, jak nigdy byłam marudna i bardzo niegrzeczna co się później okazało dostałam temperatury 37,5 mama od razu wiedziała co jest grane. Podczas odwiedzin pure poprosiłam mamę o picie, mama nalała mi wodę (DAR) ciepłą z zimną więc woda była idealna do picia, ale lanie wody tak mi się pdoobało że co chwilę chciałam pić i sama operowałam przy maszynie. Woda zimna nalewała sie bez problemu natomiast przy ciepłej trzeba było dodatkowo wcisnąć guzik ja tego nie robiłam bo nie umiałam dlatego też pokryjomu piłam lodowata wodę. Mało tego poszłyśmy jeszcze na lody a wieczorem się zaczęło- "mamusiu gardełko mnie boli" a po dwóch godzinach doszła temperatura 37,5
8 wrzesień- urodzinki babci Agatki
Ale się cieszyłam żę odwiedzę dziadków w Gliwicach. Wczoraj mama dokupiła do prezentu specjalnie coś dla mnie, ja miałam babci to dzisiaj wręczyć i nie pojechałam
Ale zrobiłam dla babci piękna laurkę (odrysowałam moje rączki a pomiędzy nimi narysowałam serce, mama była w szoku-powiedziała że świetny pomysł miałam) i zaśpiewałam 100 lat przez telefon. Mamy mały problem bo mama cały tydzień pracuje na rano a tata wyjechał dziś na 2 dni na tłumaczenia do Niemiec i nie mam z kim zostać w domu. Jutro na 100% nie pójdę do przedszkola. Na urodzinki do babci nie pojechałam, mama zawiozła mnie do babci Ali. Bardzo się ucieszyłam gdy mama wróciła bo przywiozła mi przepiekny prezent od dziadka Jacka. Dziadzio pojechał do H&M i pokupował nam(Rem, Wer i mi) piękne ubranka
Noc spędziłyśmy u babci Ali.
9 wrzesień- z babcia Alą
Przedpołudnie spędziłam z babcia Ala bo mamusia musiała iść do pracy. Było z tym trochę zamieszania bo oprócz babci która musiala się zamienić w salonie, wujek Patryk musiał wziąźć dzien wolnego w swojej pracy żeby dopilnować spraw w salonie pod nieobecnośc babci. Zaraz po pracy przyjechała po mnei mama i zabarala mnei do domu, na szczęście nie było juz temperatury, nie było kaszlu a ja czułam się wspaniale, ale póki co mama postanowiła że do przedszkola pójdę dopiero w środę dlatego też zamieniła się na popołudnie z koleżankami z pracy. Wieczorem wrócił tatuś naprzywoził mi kupę pyszności z Niemiec, między innymi oreo w białej czekoladzie- palce lizać
10 wrzesień- z pradziadkami
Noc była bardzo nerwowa bo o 12 w nocy gdy się mama przebudziła okazało się że mam 38,2 i jestem wrząca (także jak dla mnie to juz bardzo wysoką temperaturę) doszły majaczenia więc mama robiła wszystko żeby tą temperaturę zbić. Najgorsze jest to że ja nie mam potrzeby picia wody lub czegokolwiek i wodę mama podaje mi strzykawką (z panadolu). Przy okładach się wydzieram- nie cierpię ich mimo iż pieluszka jest wilgotna a nie zimna. Także mama do rana nie spała tylko czuwała. Rano miałam 37 i tata zawiózł mnie do pradziadków a później pojechał ze mną do lekarza, mama 3 razy powtarzała żeby robił wszystko żebym nie dostała antybiotyku. (wkurza ją to że za każdym razem jak się pojawiamy to zawsze p. doktor daje antybiotyk a nie próbuje leczyć bez niego. Na początku zdawała sobie sparwę z tego że to wszystko dla uniknięcia niechcianej bardzo wysokiej temp. ale teraz rodzice po roku mojego bardzo częstego chorowania są już silniejsi i mądrzejsi więc możemy probować leczenia przez antybiotyków z dłuższym siedzeniem w domu, tym bardziej że wracając po antybiotyku do przedszkola przynosiłam znowu coś ciekawego bo organizm był osłabiony więc łapał wszytko co na drodze. W każdym bądź razie nie obyło sie bez antybiotyku bo okazało się że mam anginę. Mama trochę się zdenerwowała dlatego też chciała skonsultować to z innym lekarzem ale w końcu bo "małej" kłotni z tatą i po przeczytaniu "wujka google" stwierdziła że jednak jeśli chodzi o anginę to antybiotyk jest nieunikniony.
11 wrzesień- z babcia Agatką
Miałam iść dzisiaj do przedszkola ale jednak choroba się wykluła i muszę siedzieć w domu. Mama miała dziś zmianę popołuniową zamienila się żeby siedzieć ze mna przed południem a tacie wypadł popołudniu wyjazd do Krakowa więc na ratunek przybyli pradziadkowie Marta i Tadeusza a później babcia Agatka. Świetnie się z nimi bawiłam. Ułożyłam z babcią duży dom z pięknym ogrodem z klocków Lego które w ostatnim czasie wróciły do łask 
13 wrzesień- powrót dziadka Waldka
Nareszcie do Polski zjechał dziadek Waldek. To był ostatni jego wyjazd ze względu na stan zdrowia. Co prawda nie spotkałam się z nim dzisiaj bo przyjechał późno ale obiecał że zaraz z rana nas odwiedzi
Jeśli chodzi o mój stan zdrowia to cały tydzień mama walczyła z temperaturą a co za tym idzie mało co spała. Najgorsze jest to że rozłożyło i ją i tatę więc w domu mamy szpital. Mało tego, jak nigdy mama nie brała L4 na siebie jak była przeziebiona to teraz po raz pierwszy zadzowniła do pracy że nie jest w stanie pracować że bardzo źle się czuję i prosi o zastępstwo to menager i tak kazała jej przyjść bo nie mogła załatwić nikogo, jedynie mogła przyjść 2 h później...i biedna, wykończona poszła do tej pracy a po pracy pojechała do lekarza i dostała antybiotyk. Jedynie tata sie wymigał od antybiotyku bo nie chciało mu się odwiedzic lekarza dlatego mama była na niego strasznie zła bo przeciez będzie nas później zarażał.
14 wrzesień- spotkanie z dziadkiem/ cyrk
Nareszcie doczekałam się spotkania z dziadziem który przywiózł mi duużo pyszności i... uwaga...dostałam księcia- KENA-MATTEL (z filmu Barbi i magiczne baletki) Jest przecudny teraz juz mam parkę bo ostatnim razem w paczce dostałam od dziadka Barbii
w dodatku mam 7 maleńskich barbi więc bawię się w mamę, tatę i dzieci
Przedpołudniem pojechałam z rodzicami, c.Madzią, Remkiem i Werka do cyrku. Ciocia zrobiła nam popcorn który wszyscy uwielbiamy i ruszyliśmy w drogę. Gdy byliśmy na miejscu okazało się że biletów nie sprzedaja bo jest tyle chętnych że nie ma już miejsca a na następny seans o godzinie 17 najlepsze miejsca są zajete. (trochę się popłakałam, Remuś z resztą też bo bardzo chcieliśmy wejść) Dlatego też wykupiliśmy biety na jutrzejszy występ w innym mieście- w Piekarach Śląskich. Odwieźliśmy ciocię i kuzynów i pojechaliśmy do dziadków do Radzionkowa. Gdy babcia wróciła z salonu pojechaliśmy wszyscy do restauracji na pyszny obiad. Fajnie spędzilismy dzisiejszy dzień
(nareszcie po 5 dniach siedzenia w domu wyszłam z niego)
15 wrzesień- z tatkiem/ cyrk

Dzisiejszy dzień spędziłam z tatusiem bo mama całą niedzielę była w pracy. Jak już wiecie z opisu odwiedziliśmy cyrk. Tym razem pojechaliśmy tylko z ciocią i Remkiem bo Weroniczką zajęli się pradziadkowie Marta i Tadeusz. W cyrku było fantastycznie co prawda nie był to cyrk z prawdziwego zdarzenia bo nie było słonia i lwa ale było bardzo fajnie. Były gołębie i pudelki oraz bardzo dużo ciekawych występów, występowali "aktorzy" z programu Mam Talent. Na koniec występów przedstawienie o Kopciuszku- byłam zachwycona i z ciekawością je sledziłam.

Oczywiście gdy mama wróciła z pracy musiała wysłuchać opowieści o cyrku o tym że klaun zabrał ciocię Madzię na scenę że były pieski i karoca i jak było cudownie. Bardzo udany dzień
16-18 wrzesień- w domku
W tym tygodniu czuję się znacznie lepiej, nie mam temperatury i nie boli mnie gadrełko na dobrą sprawę mogłabym pójść już do przedszkola ale mama chciała żebym jeszcze posiedziała w domu dlatego też zamieniła się w pracy i 3 dni siedziała ze mna w domku (do południa). Czas mijał mi cudownie. Mama kupiła mi dwupętrowy dom ze zjeżdżalnia. Gdy się rano obudziłam domek stał na stole, na jednym piętrze lalka a dole lalka i w piaskownicy dwie (mama często robi mi takie niespodzianki że szykuje mi jakieś zabawki do zabawy i za każdym razem radości jest co niemiara). Pewnie się domyślacie że byłam tak zajęta zabawą że nie było czasu na poranna toaletę i posiłki aaaa no i zapomniałam dodać że dostałam też 3 pingwinki z bajki "Na Fali" (następna w kolejce do obejrzenia)

Któregoś pięknego dnia mama przyniosła mi skrzydełka i czułki biedronki, które zrobiła sama w pracy bo dowiedziała się od klubowiczki która ma dziecko w tym samym przedszkolu że ciocie prosiły o przyniesienie skrzydeł bo szykują dla nas "Dzień Biedronki"

Oprócz przyjemności są też "obowiązki" hehe
które chętnie wykonuje
a raczej sama o nie proszę

Wychodziłam z mamą na plac zabaw.

Jak już zdążyliście zauważyć na powyższych zdjęciach jest mój wózek, mama sprzedała go znajomej z pracy. Ciocia była zachwycona i bardzo bardzo się jej podobał.(wyprany suszył się gdy ja fikałam na huśtawce)(mamie było trochę szkoda że musi się go pozbyć)
20 wrzesień- odwiedzinki u c.Alinki
Odwiedziliśmy dziś małą Hanie i Franka, bardzo się cieszyłam gdy się dowiedziałam że jadę do nich w odwiedzinki. Hania jest bezproblemowa śpi i je. Huśtałam ją trochę na huśtawce i bardzo ładnie bawiłam się z Frankiem

21 wrzesień- z mamusią
Cały dzień spędziłam z mamą, tata pojechał do Warszawy z wujkiem Wojtkiem G. na wyścigi samochodów Top Gear. Posprzątałyśmy mieszkanko, mama zrobiła 30 krokietów, poszłyśmy na długi spacer a wieczorkiem razem obejrzałyśmy bajkę.
22 wrzesień- perfekcyjna niedziela
Parę dni temu rodzice obiecali że zabiorą mnie do Parku Dinozaurów w Inwałdzie, tyle razy się do niego wybieraliśmy i nigdy nie dotarliśmy. Więc dzisiejsza wycieczka choćbym nie wiem co musiała się odbyć i tak też było. Najpierw zajechaliśmy do Targanic do b.Marty i dz.Tadeusza, zjedliśmy pyszną zupkę i mnóstwo malin i śliwek prosto z ogródka (dziadzio nazrywał) Te piękne kwiaty na poniższym zdjęciu to Targanickie Hortensje (mama bardzo je lubi)

Po chwilowym odpoczynku ruszyliśmy w drogę do Inwałdu, pradziadkowie pojechali z nami
. Bardzo fajnie spędziliśmy niedzielne popołudnie. W parku było cudownie, było bardzo dużo atrakcji nie tylko dla dzieci ale i dla dorosłych. Tata zachwycony był jaskiniami z których nie chciał w ogole wychodzić, po długiej namowie weszłam i ja ale byłam przerażona. Mamie natomiast najwięcej radości sprawił ruchomy pomost
(tata go kołysał gdy ona była na środku) Byłam z rodzicami w labiryncie, bardzo mi się tam podobało ale trudno było znaleźć wyjście więc w pewnym momencie tak się wystraszyłam że mało co się nie rozpłakałam, dopiero gdy rodzice wytłumaczyli mi że to zabawa to zaczęłam się śmiać.


Bardzo nam się podobało


Najbardziej podobały mi się małe dinozaury które zaraz po wejściu do parku pierwsze rzucały się w oczy, nie chciałam z nich zejść. Maskotkowe dinozaury, mrugały oczami, ruszały łepkami i wydawały dzwięki, byłam nimi zachwycona (ale bym chciała mieć takiego w domu)

Oczywiście mam kilka nowych zabawek a jakże inaczej
mało tego nawet do obiadu na który się wybraliśmy dzieci dostawały małe dinozaury- miniaturki maskotkowych dinozaurów witajacych park (jak na powyższym zdjęciu)
To był bardza udana wycieczka, super spędziliśmy czas
23 wrzesień- powrót dziadków Waldków
Zaraz po pracy gdy rodzice zabrali mnie z przedszkola pojechalismy do Radzionkowa. Dziadkowie wrócili dziś z Lubartowa i zaprosili nas na przepyszne pierogi prabaci Eli (najlepsze na świecie ruskie pierogi z dodatkiem mięty, palce lizać)Posiedzieliśmy u nich trochę i wszyscy udaliśmy się do c.Agatki. Leonek rośnie jak na drożdżach ale to chyba dlatego że bardzo dużo je
Ten mały głodomorek potrafi wypić 180ml mleka
24 wrzesień- masakra!/ odweidzinki
Mama jest niemożliwa, przyjechali po mnie do przedszkola zaraz po 15 i słyszałam jak mówiła do taty "znowu ją coś zbiera" ->Nie myliła się! Po południu pokasływałam a w nocy zaczęła się serenada. Także wrzesień zaczęłam cudownie: 5 dni przedszkola->angina->dodatkowe parę dni w domu(żeby nie iść zaraz po antyb. do przedszkola)- 4 dni w przedszkolu-> i znowu przeziębienie! Masakra!
25 wrzesień- wizyta u lekarza
Nie poszłam do przedszkola, co prawda tylko kasłałam ale mama miała dzień wolny więc stwierdziła że posiedzę z nią w domu. Już wcześniej w planach miała wybranie się do p.Kowalskiej, (gdy ja będę w przedszkolu) po jakiś lek na odporność a że pokasłwałam wzięła mnie ze sobą. Na szczęście tym razem obyło się bez antybiotyku, pani doktor powiedziała że może się coś rozwinąć więc lepiej by było żebym posiedziała w domu do końca tygodnia. Porozmawiałyśmy o odporności, o antybiotykach, dowiedziałysmy sie kilka nowych ciekawych rzeczy i wróciłyśmy do domuWieczorem odwiedzili mnie dziadkowie Agatka i Jacek, którzy własnie wrócili z wakacji. Oczywiście dostałam piękny prezent- piżamkę ze smerfetką identyczną jak Weroniczka i dużo smakołyków.
28 wrzesień- obiad u dziadków w Radzionkowie
No więc moi kochani wczoraj doszedł męczący katar czyli "coś mnie wzięło" I co rodzice mają na to poradzić że mam taka słabą odporność..nic! musimy to przejść, ciekawa jestem jak długo to jeszcze potrwa?! bo ja bardzo lubię chodzić do przedszkola
Tyle dobrze że nie mam temperatury i mogę wychodzić na dwór bo codziennie spacerujemy

a dziś pojechaliśmy do dziadków na obiad. Cały dzień spędziliśmy u nich i z nimi
Ojej zapomniałam pochwalić się kolejną nową piżamką która dostałam od c.Madzi (parę dni temu wrócili z Anglii)

Pomimo tego że jestem lekko przeziebiona to i tak humor mi dopisuje i bardzo chętnie pomagam mamie w różnych czynnościach porządkowych i nie ma zmiłuj się. Trochę oczywiście jej przeszkadzam np. dzisiaj gdy myłyśmy klatkę (przed drzwiami naszymi i sąsiadki) mama musiała się ze mna dzielić mopem, raz ja raz ona, trwało to dużo dłużej niż powinno ale ile radości było. Sąsiadki podziwiały i chwaliły moją pracowitość

29 wrzesień- obiad u pradziadków
Niedzielny obiad zjadłam z tatusiem u prababci Marty i pradziadkaTadeusza (mama w pracy). Do babci przyszła też c.Madzia, Weroniczka i Remuś a także b.Agatka i dz.Jacek. Pobawiliśmy się chwilę, razem i wróciliśmy do domu.
PAŹDZIERNIK
2,3,4 październik- z mamusią
Jak się już domyślacie z opisu do przedszkola nadal nie chodzę, nadal mam katar i kaszle. W miesiącu wrześniu byłam AŻ 9 razy z przerwami, dlatego też rodzice myślią o zmianie przedszkola. Byłyśmy wstępnie zobaczyć jedno z przedszkoli i okazało się że jest jedno miejsce wolne ale w poniedziałek przychodzi nowe dziecko, mimo wszystko mamy zadzownić do niej w połowie października a ona postara się nam coś załatwić. A tak w ogóle to byłyśmy w szoku tak miłym przyjęciem nas w tym przedszkolu i ciocie uśmiechnięte, miłe i pani dyrektor przemiła -oby to nie były tylko pozory. Musimy zmienić przedszkole "a nóż wiedelec" nie będę tak chorować i nie trzeba będzie płacić tyle pieniążków mimo mojej nieobecności. Jakiś czas temu dołączył do mojego przedszkola do Tiki, Nikoś (c.M i w.G) i chodził tydzień bo się rochorował i 2 tyg ciocia go próbowała wyleczyć, dlatego też więcej do przedszkola nie przyszedł. Teraz Nikodem chodzi do nowego też prywatnego przedszkola i chodzi bez przerwy, miał tylko lekki katar. Może jak zmienie przedszkole nasze problemy się skończą. Na razie póki co zaraz po wizycie u naszej pani doktor, następnego dnia pojechałam z mamą do Tarnowskich Gór do prywatnego bardzo polecanego pediatry. Gdy lekarz zobaczył na mojej liście podawania leków wszystko- dosłownie wszystko --> bo i Neosin (wirusowy) i singulair (lek na astme) i oprócz tego były jeszcze 3 inne syropy (pulneo, flavamed, 3go nie pamiętam) oczywiście nie skomentował pracy swojego kolegi a raczej koleżanki z branży, bo nie wypada ale dał mamie do zrozumienia że na liście jest wszystko. Chyba nie muszę wam opisywać jaką minę miała mama. Strasznie się zawiodła a tak ja wychwalała! Nowy lekarz przypisał mi syrop robiony i skierował do laryngologa żeby wykluczyć 3 migdał. Oczywiście pojechaliśmy do Chorzowa na wszystkie badania (zatok, uszu, 3migdała) Wszystko w jak najlepszym porządku, 3 migdał powiększony ale nie na tyle żeby kwalifikował się na operacyjne usunięcie. Dostaliśmy krople na odporność, krople do nosa i lek na kaszel. Pan doktor kazał robić codzinnie po 8 min inhalację (rodzice zakupili więc inhalator) powiedział żeby zrobić wymaz z gardła i nosa (o takim skierowaniu mama nie raz zagadywała naszą lekarkę ale ona twierdziła że nie ma takiej potrzeby). Oczywiście bez chwili namysłu poszłam z mamą do laboratorium, zapłaciłyśmy za badania i wredne pielęgniarki pobrały mi wymaz z nosa i gardła, wredne bo łagodniej nie można było ich nazwać. Podejscie do dzieci niesamowite- jedna złapała mnie za głowę po obydwu stronach skroni, druga trzymała za ręce i na hama włozyła mi najpierw do nosa późnije do gardła patyk. Darłam się w niebogłosy trwało to chwilę ale bardzo bolało, nawet mama nie zdążyła zareagowć ale jak koszmar się skończył to mama mało nie rozniosła tych bab. Opieprzyła je z góry na dół i powiedziała że nawet zwierząt się tak nie traktuje, że przed badniam obiecała mi że nie będzie bolało dlatego z uśmiechem na twarzy tam weszłam ale takie babsztyle które wykonują swoją pracę z przymusu, potrafią dziecko zrazić do badań, przecież mogły zagadać o np. o lecącym samolocie- idiotki! Mama uspokajała mnie 15 min, ludzie na korytarzu kręcili głowami.( bo chcąc nie chcąc powinna spuścić głowę i przeprosić) A tak w ogóle jest kilka osób które dziwnie komentują mamy zachowanie tylko nie wiem co w tym dziwnego że mama się o mnie martwi i chce dla mnie jak najlepiej, przecież każda normalna matka tak by się zachowywała to chyba nie oznacza tego że "ma coś z głową"! albo że wpaja mi chorobę-( głupie hasło)! A teraz może trochę z innej beczki oprócz inhalacji, lekarstw i wizyt u lekarza były też miłe chwile, świetnie się bawiłam z mamą, wpadał do mnie też dziadzio Waldek żeby poczytać mi książeczkę kiedy mama była bardzo zajęta. Tak się do mamy przyzwyczaiłam przez te parę dni że nie chciałam wypuścić jej z domu na godzine basenu. Stałam w przedpokoju i płakalam
