Po spacerze bawiłam się troszeczkę z Lenką, może inaczej- obserwowałam Lenkę, która jest bardzo ruchliwym dzieckiem i wyprawia niesamowite rzeczy. Leneczka dostała ode mnie pchacz, który ja dostałam od Remka i który trafi później do Weroniczki. Musiałam pozbyć się pchacza bo 2 dni temu w Zamościu dostałam od cioci coś fajniejszego - bujak po Remku czywiście ale Remuś nie lubi się huśtać i bujak nie był używany i wyglada jak nowy.
Rodzice już dawno planowali kupić mi bujak(uwielbiam się huśtać) ale ciocia przypomniała sobie że przeciez taki ma i może nam go dać na jakiś czas, dopóki Werka jest maleńka. A apropo Lenki to gdy byłam w jej wieku to tylko leżałam na macie edukacyjnej nie potrafiłam nawet siedzieć a co dopiero raczkować a moja kuzyna bije rekordy(6 miesiecy raczkuje) i śmiga po całym mieszkaniu.

Zabawa nie trwała długo ponieważ rodzice zauważyli że z moją opuchlizną jest coraz gorzej i że zaczęła zajmować większą część lewej strony, wyglądałam nieciekawie
dlatego postanowili pojechać ze mną na izbę przyjęć. Tam pani doktor przypisała mi maść, i 2 syropki okazało się że wszystkie te rzeczy mamy wykupione w domu po wizycie środowej u naszej pani Doktor K. czyli clemastinium, atecortin, calcium i zyrtec. Mama niebardzo wierzy lekarzą jest przekonana tylko i wyłącznie do p. K-skiej ale ona nie przyjeżdża w weekendy na wizyty domowe(raz zrobiła dla nas wyjątek) Po wizycie u lekarza wróciliśmy do babci Ali.
16 sierpień- olaboga!


wiem wyglądam przerażająco!
Ranek przywitałam jednym oczkiem bo drugie oczko niestety było przysłoniete opuchlizną. Wyglądałam przerażająco i tak też się czułam przecież taki brzdąc jak ja nie potrafi zrozumieć dlaczego nie widzi na drugie oko i co robi ta duża czerwona plama która w dodatku swędzi, Rano gdy mnie mama zobaczyła od razu posmutniała
i zarejestrowała mnie do mojej pani doktor. W drodze do przychodni spotkaliśmy parbabcie Stasie, która nie ukrywała swojego przerażenia i próbowała mnie pocieszyc. Wizyta u lekarza znacznie poprawiła nam humory ponieważ pani doktor bardzo nas uspokoiła informacją że to nic groźnego i lada dzień opuchlizna zniknie, nie musiałyśmy również wykupować dodatkowych lekówi ani maści bo wczorajsze okazały się dobre jedynie clemastinium nie powinno być łączone z zyrtec-kiem tak jak przypisała druga(wczorajsza) doktor bo te leki mają podobne działanie i nie można ich łaczyć -ale my akurat tego nie musiałyśmy wczoraj wiedzieć- co do jasnej ciasnej jest z tymi lekarzami teraz trudno im zaufać..... i to nie jest pierwszy raz że na takiej izbie przyjęć mam przypisane coś co niekoniecznie jest dobre na moje dolegliwości lub stan zdrowia. Wczesnym wieczorem odwiedziłam Remka i Weroniczkę bo dopiero dzisiaj wrócilii z Zamościa. Wujek Tomek przygotował dla mnie i Remka pyszną kolacyjkę i pozwolił mi sam jeść-kaszkę łyżeczką, tego jeszcze nie było
ale nie nabrudziłam, nie było aż tak źle hehe
a frajdę miałam nieziemską
17 sierpień- odwiedzinki
Opuchlizna schodzi i wyglądam coraz lepiej a ludzie nie zaczepiają mamy na ulicy i nie pytają co mi się stało, niedowierzająco kręcąc głową, ogólnie jest lepiej. Po południu odwiedziliśmy pradziadków Romków żeby uspokoić trochę p.Stasię bo ona jak zwykle bardzo się wszystkim przejmuje a po wczorajszym spotkaniu była przerażona więc to że wyglądam i czuję się dużo lepiej mogła zobaczyć na własne oczy. U p.babci jak zwykle było fajnie, najdłam się słodyczy, karmiłam z p.babcią gołębie(uwielbiam to robić) i jeździłam na rowerku treningowym dziadka
W ogóle nie opisałam jeszcze jednej ważnej rzeczy, czasami gdy wracamy ze spacerku albo na nim jesteśmy lub idziemy na zakupy, noooo poprostu za każdym razem gdy przechodzimy pod oknem pradziadków ja staję i macham (papa)i macham i macham -dobrą mam pamięć no nie
przecież nie zawsze babcia jest w oknie. Mały cwaniara ze mnie
18 sierpień- korzystamy jak możemy!!!
Pogoda cuuuudowna dlatego korzystamy z niej jak możemy i dlatego też całe dnie spędzamy na dworze czyli tak jak Julia lubi najbardziej
Na dzisiejszym spacerku był z nami Nikodem i c.Magda później dołączył Igorek z c.Martą było naparwdę fajnie a po połodniu gdy tatuś wrócił z pracy poszliśmy na kolejny spacerek tym razem rodzinny, bawiłam się świetnie, goniłam gołębie, huśtałam się na huśtawce, machałam pradziadkom, zaczepiłam o piaskownicę ale tylko na chwilę i uciekałam rodzicom
było bardzo śmiesznie!
Dziś po dodaniu fotki do16sierpnia z moją opuchlizną i wcześniejszym brakiem uzupełnienia "chrzcin Weroniczki"(to tam mnie coś ukąsiło) rozdzowniły się telefony z pytaniem co mi się stało. Fajnie że śledzicie mój mały pamiętniczek i wyprzedzacie telefonami opisy dnia-fakty
Pozdrawiam wszystkich ciekawskich 
19 sierpień- jest piewszy ząbek nr3 tzw. kieł/ wyjazd do Targanic!
Noc nie należała do najciekawszych, budziłam się kilka razy i popłakiwałam, miałam też temperaturę a budziłam się co dwie lub co trzy godziny, wszystko wskazywało na to że będą nowe ząbki, ale czy nie za wcześnie? przecież ze dwa tygodnie temu wybiły się ząbki nr 4 i to wszystkie na raz a ból był niesamowity i znowu musiałabym to przechodzić- to niesprawiedliwe! ale ale co mi się miało teraz wybijać jak nie zęby nr3 tak zwane kły..... i to był kieł górny z prawej strony rodzice zaraz z rana zauważyli go w mojej buzi. Przed południem wybrałam się z mamą, c.Ewelinką i w.Krzyskiem do Targanic a tatuś musiał załatwić pilną sparwę w Karkowie i później do nas dojechał razem z pieskiem pradziadków Grafem.
20 sierpień- ciężka noc/ spacer po Andrychowie
Noc była bardzo ciężka nie tylko dla mnie ale i dla moich rodziców którzy musięli wstawać co 2, 3 h, uspokajać mnie i kołysać. Dziś mama zdała sobie sparwę że jeśli chodzi o łóżeczko dziecięce to tylko na kółkach albo z kołyską w takich sytacjach zdaje egzamin, niestety tym razem nie wzięliśmy naszego turystycznego(turystyczne-kołyska i na kółkach w domku drewniane na kółkach) łóżeczka tylko spałam w drewnianym bez kółek i kołyski, które jest tam na stałe i przeważnie śpi w nim Remek. Rano byliśmy niewyspani i bardzo zmęczeni jednak starczyło nam sił aby przed południem wybrać się na długi spacer po Andrychowie. Zwiedziliśmy kilka miejsc, zjedliśmy pyszne lody, zrobiliśmy kilka fotek i wróciliśmy do domu ja na drzemkę a rodzice wykorzystać piękną pogodę i poopalać się na leżakach. Graf nie opuszczał wujka na krok cały czas spacerował, siedział i chodził za nim


Wczesnym wieczorem standardowo tatuś rozpalił z wujkiem grilo-ognisko a mamusia z ciocią przygotowały pyszności
oojej zapomniałam dodać że cały dzień byłam marudna i nieznośna, aaaa no i co chwilę się obrażałam idąc przed siebie w przeciwnym kierunku niż rodzice-tzw.FOCH prze duże "F"!!!
21 sierpień - ząb/nad jeziorkiem/grilowanie/powrót
To ci niespodzianka- jest kolejny ząb tym razem górna trójka z lewej strony to trochę dziwne ponieważ dzisiejszą noc przespałam bez pobudki a mało tego wszyscy wstaliśmy o 8:30. Mama przebudziła się po 5 i zrobiła parę fotek ze wschodu słońca, zobaczcie jak jest pięknie- a trzeba przyznać że zdjęcia nie oddają tego pięknego widoku w 100%

Po 9tej zjedliśmy śniadanko i ruszyliśmy w drogę nad jezioro Międzybrodzkie, pogoda była cudowna więc humory nam dopisywały a uśmiechy z ust nie znikały
-(jak się zrymowało) Woda w jeziorze była bardzo zmina wręcz lodowata, drentwiały nogi gdy się do niej wchodziło więc się nie kąpaliśmy ale na brzegu i na kocu było fajnie.

Nie zagościliśmy tam długo bo okazało się że w. Patryk z c.Agtaką, c.Ela(siostra w.Patryka) z w.Rafałem i Deniskiem przyjadą do nas na grila. W międzyczasie zjedliśmy naaaaprwdę przepyszne lody(tak samo smaczne jak na rynku w Bytomiu) a ja pojeżdziłam na koniku, naśladując go oczywiście cały czas
nooo dopóki nie dostałam loda 

Wujkowie zjechali po 14tej, więc zaczęliśmy grilować, oplać się, pluskać w wodzie, grać w paletki, faaajnie było.

Dziś pierwszy raz w życiu miałam do czynienia z soczkiem w kartoniku i ze słomką- muszę przyznać że było ciężko, a soczek miałm na sukieneczce. W ten weekend w Targanicach było mnóstwo os, a rozlany na sukience sok tylko je zwabił więc wesoło nie było. Jeśli chodzi o zabawę z Denisem to jej nie było ponieważ on w ogole nie chciał się ze mną bawić
nie wiem dlaczego czy dlatego że jestem dziewczynką czy może dlatego że jestem młodsza a może datego że Denis nie przepada za dziećmi, hmmm Remuś jest w jego wieku jest o dzień młodszy a wygłupia się ze mną przecież, hm....napewno jakiś wpływ ma na to to że rzadziej się widzimy niż z Remkiem ale ja przecież cieszę się jak widzę każde dziecko i chętnie się z nim bawię. Acha cioci Eli bardzo dziękuję za basen, który mam nadzieję wykorzystam już w najbliższy weekend. Muszę dodać w końcu fotkę którą dzisiaj dopiero skopiowałyśmy od babci Agatki
Moje ulubione NASZE zdjęcie! hehehe 
Nie wspomniałam nic o moich rodzicach o tym że wrócili z Targanic z anginą a tatuś nawet z temp. 39,8 oC mam nadzieję że się od nich nie zaraże. Nie wiem co jest przyczyną ich złego samopoczucia i choroby ale napewno w jakimś stopniu woda w jeziorze pomogła w rozwinięciu się jej w ich organizmach bo jak już wcześniej wspominałam była LODOWATA. Tylko zastanawia mnie fakt jak ludzie i te małe istoty takie jak ja mogły się w niej pluskać i moczyć.
22 sierpień- z Mikołajem/odwiedzinki b.Ali
Tatuś nie poszedł do pracy ponieważ choroba rozłożyła go na łopatki, z mamą nie było wcale lepiej. Tylko ja dzielnie się trzymam ale biorę profilaktycznie tatum verde i vit.C Po południu byłam umówiona z Mikołajem c.Kamilki(mieszkają w Częstochowie i co jakiś czas przyjeżdzają do p.Eli babci Mikołaja która mieszka u b.Ali w bloku) ze względu na przeziębienie mamy spotkaliśmy się na działce p.Eli ciocia nalegała więc pojechałyśmy. Na działeczce było sympatycznie Mikołaj szalał ze swoim kuzynem Filipem a ja bacznie się przyglądałam, później ruszyłam do nich ale tak bardziej z boku się bawiłam ponieważ chłopcy byli zajęci rzucaniem się na materac. Furorę zrobiłam nazywając owczarka niemieckiego-długowłosego- konikiem hehe śmiechu było co niemiara!-pokazywałam palcem i naśladowałam konia. Mama tłumaczyła mi że to pies ale dla mnie był to koń i koniec i kropka
miałam też okazję pogłaskać ptaszka- gołębia i wiecie co ja się go w ogóle nie bałam, robiłam mu "moja moja" i szeroko się przy tym uśmiechałam ale widziałam przerażenie w oczach mamy, ktora bała się że mnie dziobnie.
Na poniższych zdjęciach widać konia-PSA, głaskanie gołębia, taniec z Mikołajem i krótką zabawę z chłopakami.(niestety zdjęcia robine telefonem kom.)

Po odwiedzinkach u Mikołaja pojechałyśmy do b.Ali która czekała na mnie z nieciepliwością a na prztywitanie wycałowała mnie za wszystkie czas, pobawiłam się z nią zjadłam prysznosci przygotowane specalnie dla mnie później babcia odprowadziła nas do samochodu i pojechałyśmy z mamusią do domku.

23 sierpień- "mamoo papa?"
POGODA- cud miód i orzeszki po prostu nic dodać nic ująć, szkoda że całe wakacje tak nie wyglądały ale mam nadzieję że taka pogoda utrzyma się do końca wakacji. Byłam dzisiaj z mamą na spacerku razem z c.Magdą i Nikosiem, c.Madzia z Werką nie może pozwolić sobie na spacerki z nami dopóki mama jest przeziębiona ponieważ Weroniczka 10 października będzie miała operację i do tego czasu nie może się przeziębić dlatego dbamy o to i unikamy spotkań. Po południu rodzice wzięli mnie na spacer na spacerze spotkaliśmy c.Magdę, w.Grześka i Nikosia(Niko marudzi, płacze i piszczy bo idą mu w końcu pierwsze ząbki a przecież mówią że im później tym lepiej) babcię Stasię wracająco ze sklepu, w.Tomka-Gibona i w.Adama- Denzela. Wujek Grzesiek wygłupiał się ze mną i Nikosiem zabawa polegała na uciekaniu i gonieniu, tzn.ja uciekałam a Niko mnie gonił hehe
podobało mi się z resztą nie tylko mi, uśmiech z ust Nikodema nie znikał a że spotkanie to odbyło się na pl.Akademickim mogłam też nakarmić i pogonić gołębie.

26 sierpień-zakolczykowana/ odwiedzinki
To się narobiło... Mama od kilku dni męczyła tatę żeby wyraził zgodę na kolczyki- tzn na przekłucie moich uszu. Oooj było gorąco! tata kategorycznie zabraniał bo nie chciał zadawać mi bólu ale mama uparcie go namawiała. Spór trwał 2 dni, sytuacje pogorszyła wiadomość od c.Ewelinki o przekłutych uszach Zosi z resztą uszy przekłuwała jej c.Agatka, która też walczyła z mamą od paru miesięcy że to jeszcze nie czas że jeszcze jest za wcześnie na przekłucie moich uszu ale w ten akurat dzień mama rozmawiała z ciocią Agatką i ciocia powiedziała że już pomalutku mogłybyśmy pomyśleć o przekłuciu mi uszu więc mama jak to mama "w gorącej wodzie kąpanania" nie chciała dłużej czekać i jszcze bardziej zaczęła wymuszać na tacie zgodę, nie oszukując te dwie sytuacje dolały oliwy do ognia. Dziś w końcu po kilkunstu telefonach, męczcych tatę, tata wyraził zgodę i w 20 min. byłymy w salonie u cioci Agatki(szybko się uwinęłyśmy żeby tata nie zmienił zdania) Przy przekłuwaniu uszu była c.Agatka, p.Magda i p.Natalia(kosmetyczki) b.Ala, c.Ewelinka ja i mama. Najpierw dostałam paletę na której znajdowały się kolczyki lecznicze, z tej palety miałam wybrać sama kolor kolczyków, nie chciałam wybierać i uciekałam więc wyboru dokonały ciocie i mama, wszystkie wybrały kolczyki koloru jasno fioletowego ale stwredzily że z daleka będą one wyglądać jak szare i że nie będzie w ogóle widać oczka dlatego postawiły na kolczyki koloru różowego(mama nie chciała różowych ale w końcu stwierdziła że to i tak tylko na miesąc) Później z sek. na sek. mama robiła się czerwona i coraz bardziej zdenerwowana przed przekłuciem dostałam lizka, gumy mambo, kinderki pierwszy strzał bolał dlatego wyrzuciałam wszystkie słodycze na ziemie i nie chciałam ich w ogółe, płakałam trochę. Drugi strzał był gorszy(prawe ucho) darłam się w niebogłosy ale nie wiem co było gorsze bardziej czy odgłos pistoletu czy ból przekłuwania. Parę minut po przekuwaniu zaczęłam płakać najgłośniej i najbardziej.

W drodze powrotnej zapomniałam już o bólu i o tym że w moich uszach znajdują się kolczyki, humor zaczął dopisywać a na ustach pojawił się uśmiech więc ciocia Ewe i mama stwierdziły że wpadniemy na soczek do c.Ewelinki i Zosi żębyśmy mogły się razem pobawić troszeczkę a przy okazji mogłam zobaczyć jak Zosinek wygląda w kolczykach. Zosia to dzielna dziewczynka nawet nie zapłakała przy przekłuwaniu ale coraz bardziej utwierdzam się w fakcie że jestem cała mama- panikara
U Zosinki było super, mamy leżały na kocu a my bawiłyśmy się, kąpałyśmy w basenie i jeździłyśmy rowerkami.



Wczesnym wieczorkiem odwiedziała nas b. Agatka z dz.Jackiem Edwinią. Babcia od razu zauważyła kolczyki w moich małych uszach ale nie skomentowała tego najgorzej mimo iż była największym przeciwnikiem przekuwania uszu w takim wieku. Tatuś jest już przekonany do kolczyków w 100% a wszystko za sprawą sytuacji jaka miała miejsce gdy odprowadzaliśmy dziadków do samochodu. Pozwólcie że wam opiszę(na pewno was to interesuje hehe
) Przed naszą klatką stał 5letni chłopczyk z tatą i zapytał go:
-CH:" tatusiu to jest chłopczyk czy dziewczynka" (nie byłam zdzwiona pytaniem bo często słyszę że jestem ładnym chłopczykiem i nie pomaga w tym ludziom nawet kolor różowy jeżeli chcą odróżnić chlopca od dziewczynki)
-T:" nie wiem nie mam pojęcia"
W międzyczasie odprowadziliśmy dziadków do auta i wracając do domu znowu usłyszałam rozmowe chłopca z tatą
-CH:" tato to była dziewczynka, a wiesz dlaczego bo miała kolczyki"
Tata słysząc tę rozmowe przyspieszył kroku i wszystko opowiedział mamie z uśmiechem na ustach.
27 sierpień- basen-Księża Góra/ wyjazd w góry
Mama z ciociami Ewelinkami wpadły na wspaniały pomysł żeby zabrać mnie i Zosie na Księżą Górę na basen więc długo nie czekając spakowały nasze ręczniki i stroje i już byłyśmy w drodze na basen, taaam było poprostu cudownieeee, bawiłyśmy się w basenie dla małych dzieci- tzw.brodziku, wygłupiałyśmy się na kocu, jadłyśmy bułeczki z kiełbaską.

Woda w brodziku była bardzo zimna- bo jak się późnije okazało była wymieniana parę dni wcześniej i nie zdążyła się nagrzać tylko jak mogli nie pomyśleć o tym (remont rok temu)żeby w takim właśnie basenie dla małych dzieci nie zrobić podgrzewanej wody, hmmm...trochę to dziwne. Na szczęście mama zadbała o to żeby moja mała dupka miała ciepło i wzięła ze sobą mój mały basen. Nalała do niego wody z brodzika i postawiła na słoneczku po godzinie woda była cieplutka a ja bardzo zadowolona że mogłam pluskać się w nim i nie wychodzić nawet przez 2h.

Tatuś rano poszedł na siłownie i miał do nas dojechać ale poinformowałyśmy go żeby nie przyjeżdżał i na spokojnie się spakował bo do 1,5 godziny chciałśmy wrócić do domu przecież dzisiaj wyjeżdżaliśmy na 5dniowy urlop do Wisły-Malinki. Na "wakacje" jechały z nami 3 pary c.Ewe i w.Krzysiek oraz ich dzidziuś(6 miesiąc ciązy ale nie znają płci bo dzidziuś lezy dupką i nie raczy się odwrócić) oraz c.Ola i w.Marcin i ich fasolka(11 tydzień ciązy) i c.Justyna i w.Artur. Podróż była spokojna i dosyć szybciutko dojechalismy na miejsce. Hotel był wcześniej sparwdzony przez c.Olę i c.Justynę więc jechaliśmy w pewne miejsce. Na terenie ośrodka znajdował się olbrzymi basen niestety niedostępny w tym roku(czeka na remont), piaskownica, boisko do piłki nożnej i koszykówki oraz miejsce do grilowania i biesiadowania przy ognisku. Pokój też nam się podobał więc tylko liczyliśmy jeszcze na słoneczną pogodę
28 sierpień- "Wiślaczek Country"
Standardowo wstałam o 6:30 (moja pierwsza noc w każdym nowym miejscu wyląda tak samo-późne ale łatwe zasypianie i pobudka 6:30) Pogoda była cudowna, było ciepło a na niebie nie było żadnej chmurki więc wszyscy wstalismy w dobrych humorach. Muszę przyznć że Wisła Malinka to spokojna miejscowość może nawet za spokojna jak dla nas dlatego często jeździliśmy do centrum Wisły i do Ustronia. Oprócz zwiedzana różnych ciekawych miejsc miło spędzaliśmy też czas przed naszym hotelem.

Jeśli chodzi o wycieczkę to nie mieliśmy szczezgólnego celu, plan też nie był ustalonmy np.planzwiedzania, pojechaliśmy poprostu do centrum żeby dobrze zjeść i pospacerować

akurat tak się złożyło że trafiliśmy na XII Beskidzki Piknik Country, a co za tym idzie w centrum dudniło, huczało, słychac było śpiewy, tańce, rozmowy, silniki motorów(konie zmotoryzowane hehe
) można było spotkać kowbojów i kowbojki a nawet czasem ich pupili w kapeluszach hehe, to dopiero był widok
.

Także czas spędziliśmy miło i szybko odnaleźliśmy się w tłumie bo nie należymy do ludzi którzy lubią spokój i ciszę. Tata z wujkami na chwilę zmienili się w małych chłopców i pograli sobie w przeróżne gry(koszykówka, gruszka- tatuś był bliski rekordu bo miał 921 a rekord gruchy to 931-bo przecież mój tatuś jest naaajlepszy)

a my baby pospacerowałyśmy po kramach, tam właśnie na wystwie mama zobaczyła drewnianego anioła, trzymającego serduszko a na serduszku był przyklejony napis Weronika, mamusi zakręciła się łza w oku i od razu pobiegła go kupić(wcześniej wam nie wspomniałam o tym że Weroniczę 10 października czeka operacja serduszka) Aniołów było tysiące ale ten jeden jedyny rzucił nam się w oczy i stwredziłyśmy że to będzie aniołek Weroniczki tym bardziej że można było sobie wybrać aniołka bez napisu i na miejscu przykleić imię, a Aniołek Weroniczki był Aniołkiem przykładowym i wystawowym a kokardki znajdujące się na jego włosach były identyczne jak kokardki na opasce i bucikach Weroniczki na chrzcie św.! anioł tak bardzo mi się spodobał że gdy wracaliśmy już do dom i pakowalismy wózek do bagażnika mama postanowiła że wrócimy i kupimy też aniołka dla mnie i bardzo dobrze że wróciliśmy ponieważ okazało się że państwo z aniołkami stoją w Wiśle dwa razy w roku i nie byłoby możliwości dokonać zakup aniołka jutro. Potem załowaliśmy że nie kupiliśmy też takiego aniołka Leneczce.

29 sierpień- aqua park w hotelu Gołębiewskim
Pogoda-marzenie! Niebo bezchmurne i słoneczne! Poprostu żyć nie umierać! Pobudkę rodzicom zrobiłam po godzinie 8 więc wstalismy dużo wcześniej niż wujkowie i ciocie dlatego rodzice wpadli na pomysł przygotowania wspólnego śniadania. Zeszlismy na dól do kuchni i przygotowaliśmy bardzo smakowite śniadanie. Wszystko wyglądało tak apetycznie że gdy wszyscy zasiadli do stołu (miła niespodzianka dla cioć i wujków i oczywiście szok) ja krzyczałam"siadam, siadaaam!" żeby nikt o mnie nie zapomniał że ja też przecież siedzę przy stolę, tego dnia pierwsy raz w moim krótkim życiu zjadłam tak obfite śniadanko- czyżby klimat tak wpłynął na mój apatyt? czy chciałam się popisać przed w. i c. że tyle jestem w stanie zjeść?
Na śniadaniu został usalony plan naszego dnia, aqua park i park linowy, ognisko(codziennie wieczorkami gril a dziś ognisko i pieczonki) także zaraz po śniadaniu spakowlismy stroje i ruszyliśmy w drogę na basen do hotelu gołebiewskiego. Na basenie było przecudnie, wszyscy dobrze się bawili i każdy znalazł coś co go zainteresowało, czyli coś dla siebie, trochę trudno byłoby nie znaleź bo możliwości było mnóstwo i wszystko w cenie biletu:sauny, groty solne,lodowe(kriokomo) i różne inne,

siłownia, baseny głębokie, baseny dla dzieci, 6szt jacuzzi, zjeżdzalnie, zjeżdżalnia tzw.lejek który zrobił furrorę i dwa baseny na zewnątrz a że było ciepło korzystaliśmy i z tej opcji. Tak naparwdę nie da się tego opisać jak było pięknie.

Ja bawiłam się cudownie ze wszystkimi dzieciakami jakie były w basenie ale po 2,5h dopadło mnie zmęczenie i musieliśmy opuścić basen a park linowy przełożyliśmy na następny dzień. W czasie imprezy ogniskowej nie uczestniczyłam ponieważ już spałam. A dzięki naszej fantastycznej niani elektronicznej rodzice mogli spokojnie się bawić a jednocześnie kontrolować mój sen.

30 sierpień- spacer po centrum Wisły
Pogoda jak zwykle cudowna- każdy dzień zaczynam od opisu jej bo jakby nie było ona była najważniejsza. Śniadanko przygotowała c.Ewe i c.Ola oczywiście jak codzień krzyczałam"siaadam!" hehe to był standard że czy jadałam czy nie to i tak siedziałam przy stole. Dziś korzystając ze słoneczka chcięliśmy odpocząć, poopalać się i poleżeć nad brzegiem rzeki więc wybralismy się do centrum Wisły na polanę i rozłożyliśmy koce i spędzilismy tam prawie cały dzień z przerwą na obiad. Gdy wcinaliśmy obiad w rękę ukąsiła mnie osa, rodzice byli przerażeni i bladzi, bali się że znowu pojawi się uczulenie. Tak prawdę mówiąc w te wakacje jakaś plaga os pojawiła się w górach bo i w Traganicach i tu Wiśle nie można było się od nich odgonić. Gdy wróciliśmy do pokoju mama od razu podała mi calcium i posmarowała rękę fenistilem. Rączka była czerwona a ślad po ukąszeniu identyczny jak w Zamościu-bylismy przerażeni.
31 sierpień- leśny park niespodzianek/powrót/roczek
Pogoda bardzo ładna. Śniadanko pyszne przygotowane przez przyszłych tatusiów, w.Marcina(Wacy) i w.Krzysia. Najważniejsza informaja-śladu po ukąszeniu nie ma
a jeśli chodzi o plany na dzisiejszy dzień to były i to spore ale ten dzień był już nieco krótszy od pozostałych ponieważ o godzinie 14 wyjeżdżaliśmy do domu. Po śniadanku walizki, łóżeczko, wózek i całą resztę naszych gratów spakowaliśmy do samochodu żeby zaoszczędzić czasu i na spokojnie przejść cały leśny park niespodzianek i nie wracać do htelu. Gdyby nie urodzinki Nikodema(tata chrzestnym) to zostalibyśmy do conajmniej do soboty. W leśnym parku niespodzianek było cudnie. Wchodząc do niego i płacąc za bilety możana było kupić jedzenie dla zwierząt- niewielką papierową torebkę z paszą, kukurydzą i z ziarnami. Oczywiście zaopatrzyliśmy się w taką torbę i karmiliśmy wszystkie gadziny jakie spotkaliśmy na swojej drodze.

Nie mogliśmy uwierzyć że zwierzęta biegają też sobie"luźno" po lesie że podchodzą do nas że można je pogłasakać, że jedzą z ręki-poprostu szok! dlatego polecam odwiedzić ten parku wszytskim którzykochają zwierzęta. Można też w nim zobaczyć postacie z bajek takich jak:"pinokio, kot w butach, kopciuszek, czerwony kapturek, smerfy, 7 krasnoludków, Bolek i Lolek, 3 świnki i wiele wiele innych, a mało tego nie tylko zobaczyć ale i posłuchać głosu naratora, który każdą z bajek opowiada bardzo ale to bardzo interesująco(postacie te są w malych drewnianych domkach, każda bajka ma swój taki drewniany domek i narratora) oprócz tego znjajduje się tam duży "wypaśny" plac zabaw niestety nie było czasu żebym się pohuśtała a co dopiero pobawiła na na każdej z znajdujących się tam atrakcji. Hm... co tam jeszcze ciekawego widziałam...aaaaa pokaz lotów ptaków drapieżnych, pokazu sów niestety nie zobaczyliśmy bo też nie mięliśmy czasu ale wrócimy tam za rok. Najzabawniejsze były wietnamskie świnie, stojąc przy siatce pokazywałam na nie paluszkiem i krzyczałam "mamooo, tatooo, mamoo" W zagrodzie tej znajdowały się też 3 maleńkie świneczki jak to wujek Waca powiedział 3 rolady
były bardzo zabawne, wściekały się, goniły i gryzły. Świnki były przezabawne najdłużej staliśmy właśnie przy ich zagrodzie.

Szkoda że nie mięliśmy czasu żeby na spokojnie zwiedzić caaały park. W domu bylismy po 17 przebralismy się(mama przygotowała i wyprasowała ubranka już tydzień temu żebyśmy na spokojnie mogli przebrac się i ruszyć na imprezę urodzinową Nikodema. Na urodzinach zebrała się cała rodzinka i świętowała. Imprezka odbyła się u pradziadków Romków, w pokoju porozwieszane były kolorowe baloniki które później służyły nam do zabawy, huk otwieranego szampana pikolo był tak olbrzymi że musięliśmy uszy zatykać a to dla tego że wujek Grzesiu przy okazji otwierania szampana zbił żyrandol dzadkom
było śmiesznie -...nooo...jak dla kogo napewno nie dla dziadków ale jak się to mówi impreza była pełną parą. Na imprezce byliśmy1,5h i wróciliśmy do domu. Nikodem dostał mnóstwo ciekawych prezentów najbardziej wszystkim spodobał się szkic jego portretu(od nas), czapeczka i ubranka (c.Madzi) stolik grający(pradziadków) a samemu Nikodemkowi czerwony nocniczek Cars(też od nas) narazie mu się podoba zobczymy jak będzie w praktyce.(zdjęcia robiła mama aparatem w.Kermitów więc nie mamy na razie ani jednej fotki nasz padł w leśny parku.) Oj zapomniałam opisać radości jaka towarzyszyła mi gdy zobaczyłam Remka na tych urodzinach, krzyczałam "mamoo, mamoo", (nie umiem powiedzieć patrz więc pokazuje paluszkiem, mało brakowało a wsadziłabym mu palec w oko) piszczałam, podałam mu "cześć" i cały czas się uśmiechałam, cała rodzina była w szoku bo nie mogła uwierzyć że aż tak mogę okazywać, pokazywać swoją radość. Oczywiście do końca wieczoru chodziłam za nim krok w krok.
WRZESIEŃ
1 wrzesień- odwiedzinki
Przed południem odwiedziłyśmy z c.Madzią i Weroniczą pradziadków Tadeuszów,

dawno ich nie i widziałam i stęskniłam się za nimi z resztą oni za mną też
Od kilku dni każdy mówi mi że mam dużo włosków że w końcu zaczęły mi rosnąć, prababcia tez tak powiedziała, cieszę się chociaż nie zwróciłam na to uwagi może dlatego że nie patrzę często w lustro. U dziadków zjadłam pyszne ciasteczka i pobawiłam się z Grafem a później poszłyśmy z ciocią na krótki spacerek bo wiał nieprzyjemny wiatr a ja byłam słabo ubrana. (musiałabym tu o czymś wspomnieć, opisać sytuację jaka miała dzisiaj miejsce.... ale jak się to mówi?..."nie ruszaj gówna to nie będzie śmierdziało" więc niech i tak będzie) Po południu odwiedziłam pradzaidków Romków musiałam ododać babci hustę którą pożyczyła mi wczoraj jako okrycie, zjadłam u nich przepyszne truskaweczki i wrócilam do domku. W drodzę do domu(5 min blok w blok) mama zauważyła że podjechala do nas babcia Ala gdy mi to powiedział zaczęłam biec i wołać baba, babcia(zależy jak mi wyjdzie) ucieszyłam się z jej wizyty bo przecież też jej dawno nie wiedziałam, oczywiście z widoku Funi również mimo iż ona za mną nie przepada a ja i tak ją lubię i zaczepiam. Babcia przywiozła mi różne pyszności- m.in.słodycze i malinki. Pobawiłam się z nią, potańczyłam i poszłam spać.

3 wrzesień- z Lenką / spacer
Dzsiejszy dzień zapowiadał się bardzo ciekawie i tak też było. Rano c.Aga przywiozła do nas Lenkę ponieważ oni filmowali weselę a babcia Ala musiała iść na parę godzin do pracy. Oczywiście bardzo się ucieszyliśmy że mogliśmy pomóc i zając się Leneczką. Z tego co wiem to mama chciałaby żebym miała siostrę tylko jak ona to powiedziała......aaa... że chciałby żeby ktoś za nią nosił a późnije urodził (mama stwierdziła że w ciązy chodziła ze mną ze 2 lata a nie 9 mc tak się jej to wszystko ciągnęło) ale powracajać do Lenki, fajnie się razem bawiłyśmy i bardzo grzecznie, nie było płaczu, nie było marudzenia ale mimo wszytko mama nie spuszczała nas z oczu, Leneczka jest bardzo ruchliwm dzieckiem ma dopiero 7,5 mc a już potrafi stać przy sofie i zrobić 2 kroczki(6 mc miała gdy zaczęła raczkować-szok) ja w jej wieku leżałam grzecznie na macie edukacyjnej i podziwiałam zabawki, od czasu do czasu przwracając się na brzuch. Nie możemy poprostu w to uwierzyć że tak szybciutko zaczęła wszystko robić. Jak już wcześnie wspominałam bawiłyśmy się bardzo grzecznie tyle tylko że mama musiała zagrodzić nam wyjście z dywaniu i z dużego pokoju ponieważ raczkowałyśmy (ja oczywiście raczkowałam za nią) po całym domu i nie można było nas upilnować.

Gdy tatuś wrócił z siłowni pojechaliśmy na spacer do Świerklańca z w.Wojtkiem i c.Alinką oraz z moim kuzynem Farnciszkiem i jego c.Magdą(9letnią).

Pogoda była cudowna więc chcięliśmy jak najlepiej ją wykorzytać. W tym pięknym zielonym parku były kolorowe karauzele na których oczywiście miałam okazję pojedździć więc uśmiech z mojej twarzy nie znikał natomiast Lence przez pierwsze 30sek nie podobało się i na chwile pojawił się płacz ale szybko ten płacz zamienił się w uśmiech, ja oczywiście zaliczyłam wszystkie karuzele i byłam z siebie dumna a mało tego dalej chciałam jeździć.

Dzień był męczący ale ani ja ani Lenka nie zmrużyłyśmy oka(Lenka drzemka10:30-2h i 16-1,5h a ja 13-1,5h do 2h) więc rodzice nie mogli odpocząc ani sekundy w drodze powrotnej zasnęłyśmy w samochodzie i spałyśmy tak słodko że rodzice nie chięli nas budzić. Dlatego też rodzice przenieśli nas do domu na śpiocha, ja się przebudziłam i nie potrafiłam już zasnąć, byłam nerwowa i niewyspana a Lenka spała jak suseł tyle tylko że ja tak marudziłam że ją obudziłam także drzemka trwała 40 min. Po 17tej przyjechała po Lenkę b.Ala i zabrała ją do siebie.

Mimo iż rodzice byli wykończeni (wiecie jak to jest jak się pilnuje czyjeś dziecko, oczy ma się dookoła głowy) tata stwierdził cytuje:"fajnie by było mięc dwie dziewCinki"

Gdy Lenka z babcią pojechały do domu my zabraliśmy się za porządki bo nasze małe mieszkanie wylądało okropnie, jakby przeszła przez nie trąba powietrzna

Wieczorkiem wybrałam się z rodzicami na spacer na plac akademicki spotkalismy tam b. Agatkę i Jacka przyjechali w odwiedzinki do c.Ewy więc poszliśmy razem z nimi (zapomniałam napisać że ciocia Ewa jest najfajniejsza na świecie bo kupiła mi wczoraj lizaka- spotkalismy ją na akademickim, machałam jej gdy odchodziła do domu i krzyczałam papa z dobre 5 min-ciocia zdążyła wejść do domu a ja ciagle machałam i krzyczałam, mama nie kupuje mi słodyczy, rzadko kiedy a o lizaku to w ogóle mogę zapomnieć dlatego tak bardzo się ucieszyłam że ciociunia mi go kupiła) Dziadkowie przywieźli pyszny czekoladowy ryż prażony który wcinałam bez opamiętania. Tak minęła pierwsza wrześniowa sobota
4 wrzesień-msza/basen/obiad
Zaraz z rana podłączyliśmy się na skype do dziadka Witka bo dawno z nim nie rozmawiałam , miał awarie z interenetem. Machałam dziadkowi, przybijalismy sobie "5" (nie mogłam zrozumieć dlaczego nie czuje "przybicia" skoro widziałam że ręka podniesiona i skierowana jest w moją stronę, oczywiście musiałam pochwalić się lalkami i pokazywałam po kolei krzycząc "lala" Dawno też nie rozmawiłam z dziadkiem Waldkiem ooooj bardzo dawno....Dzisiaj o godzinie 11 odbyła się msza święta w intencji dzieci rocznych czyli naszego solenizanta Nikodema. Oczywiście uczestniczyłam w niej i byłam bardzo grzeczna. Po mszy przyjechała po nas b.Agata z Jackiem i zabrali nas do aqua parku do TG i na obiad do Leśniczówki bardzo miło spędziłam dzień. Na basenie dobrze się bawiłam ale po godzinie byłam już bardzo zmęczona i śpiąca m.in. dlatego też że była to pora mojej drzemki. Prosto z basenu jechaliśmy na obiad gdzie miałam się chwilę zdrzemnąć ale nagle tata przypomniał sobie że zapomniał spakować do samochodu wózka więc mięliśmy problem, ale ale na szczęście niedaleko Leśniczówki mieszka c.Ela(mama Deniska, siostra w.Patryka) i po drodze zajechaliśmy do cioci i pożyczyliśmy wózek Denisa. W taki oto sposób ciocia uratowała nam życie i rozwiązał się problem drzemki. Rodzice z dziadkami na spokojnie skonsumowali obiadek a ja przespałam się 2 h. Gdy wróciliśmy do domu zjadłam 3 miseczki rosołu a po 30 minutach od rosołu zjadłam pół bułeczki z pasztetem(baaardzo lubię pasztet) i nadal krzyczłam dać, rodzice nie mogli w to uwierzyć że tyle zjadłam i nadal jestem głodna.(nie mamy zdjęć z basenu bo zaparował aparat- i nie wiemy dlaczego przeciez w Gołębiewskim nie zaparował ani razu)